Pułkownik Tomasz Klimek został nowym pełniącym obowiązki szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – dowiedział się RMF FM. To efekt wczorajszej, nieoczekiwanej dymisji pułkownika Jerzego Kicińskiego, o której pisze „Dziennik”. Co ciekawe, Klimek do dziś nie przeszedł badań na wariografie.

Liczą się kontakty, nie regulaminy

Klimek, mianowany w październiku 2006 roku na stanowisko zastępcy szefa ABW, trzykrotnie podchodził do badania na wykrywaczu kłamstw. Trzeba je było przerywać podczas pytań o podatność na korupcję. Minął prawie rok, a Klimkowi wciąż nie udało się zaliczyć tego testu. Posłuchaj relacji Romana Osicy:

Kiciński szefował ABW rekordowo krótko – tylko dwa tygodnie. Klimek prawdopodobnie również długo nie zabawi na tym stanowisku. To raczej szef na kilkanaście godzin, może na kilka dni. Klimek został p.o. szefa ABW, bo do dyspozycji premiera Jarosława Kaczyńskiego oddał się pułkownik Kiciński. Jak dowiedział się RMF FM, nie chciał być zdymisjonowany przez nowego premiera Donalda Tuska. Lojalnie wobec odchodzącej ekipy – jak wielu sekretarzy i podsekretarzy stanu w resortach – postanowił odejść sam.

Klimek był słabym funkcjonariuszem

Klimek karierę, jako policjant, zaczynał w krakowskiej komendzie miejskiej. Chwali się tym, że „ścigał członków zorganizowanych grup przestępczych o charakterze zbrojnym”.

Nic takiego jednak nie robił, bo tym zajmuje się Centralne Biuro Śledcze. Klimek pracował w wydziale kryminalnym, a jego ówcześni zwierzchnicy mówią, że Klimek sam nie rozwiązał żadnej sprawy i był po prostu słabym funkcjonariuszem.

Z tego powodu został został... rzecznikiem prasowym. Tam też niczym nie zabłysnął. Potem przez trzy lata był ekspertem i jednocześnie szukał nowej posady. Startował w kilku konkursach na różne stanowiska i za każdym razem przegrywał. Ktoś mu jednak pomógł i dziś jest szefem specsłużb.