Jeśli współpracowałem ze służbami PRL-u, to nieświadomie – mówi RMF ojciec Konrad Hejmo. Prezes IPN-u ujawnił, że dominikanin, watykański opiekun polskich pielgrzymów, był agentem SB informującym o Karolu Wojtyle.

Ojciec Konrad Hejmo wprawdzie wybierał się wczoraj do Warszawy na rozmowę z prezesem IPN-u Leonem Kieresem, ale kiedy na lotnisku dowiedział się, że Instytut już ogłosił, że był on tajnym współpracownikiem, zawrócił do Rzymu.

Dominikanin uważa, że jeśli współpracował, to czynił to nieświadomie. Ja nigdy nie byłem współpracownikiem - mówi w rozmowie z korespondentką RMF ojciec Hejmo. Po prostu korzystano z roboty, którą myśmy robili dla innych celów. Korzystali ci, którzy byli agentami.

Przyjechałem do Rzymu w 1979 roku we wrześniu jako student - opowiada. Pracę miałem taką, która była doskonała dla agentów. Kazano mi śledzić prasę włoską, prasę zagraniczną, wszystkie dzienniki: co mówią o Kościele polskim, powszechnym i co się mówi o Ojcu Świętym. Ale to było w dobrej intencji, abyśmy byli bogatsi, wiedzieli szerzej. To miało iść do sekretariatu Episkopatu dla wykorzystania w duszpasterstwie.

Ojciec Hejmo dodał, że relacjonował swe podejrzenia osobie z niemieckiego episkopatu, która mogła być agentem. Imienia i nazwiska – nie podał.

Przyznał natomiast, że jako student dostawał jakieś pieniądze, ale zawsze pośrednio, przez księży. Nie potrafi więc powiedzieć kto za tym stał. To tylko księża mogą wiedzieć, bo ja byłem tylko pośrednikiem. Ja jeżeli coś kiedyś dostałem to tylko od księdza. Ja nie miałem się z czego utrzymać. Do tego stopnia, że chodziliśmy do „Kościół, który cierpi” o jałmużnę; nie było za co mieszkać - podkreśla.

Twierdzi, że sam czuje się ofiarą. A sobie ma do zarzucenia tylko naiwność.