Hanna Gronkiewicz-Waltz potrafi ozłocić swoich pracowników. Od jesieni 2006 roku, gdy objęła fotel prezydenta, wypłaciła urzędniczej armii 318 mln zł nagród – pisze „Fakt”

Jak zauważa tabloid najbliżsi współpracownicy prezydent Warszawy mogli liczyć co roku na olbrzymie premie. Mimo że co miesiąc dostają po kilkadziesiąt tysięcy złotych, to mogli cztery razy do roku liczyć na premie przewyższające ich normalne pensje. Najlepsi menadżerowie w prywatnych firmach dostają duże pensje. W samorządzie nie jest to możliwe, bo ogranicza nas ustawa kominowa - biurokraci szukali takiego usprawiedliwienia. - Dlatego premie są sposobem na docenienie fachowców pracujących w ratuszu - zaznaczali.

"Fakt" podkreśla, że w czasie, gdy urzędnicy napychali portfele, zwykli warszawiacy liczyli każdy grosz. Magistrat przygotował im drastyczne podwyżki cen za dzierżawę gruntów, co roku podnoszono też stawki za wodę i ścieki. Do tego przygotowano drakoński wzrost cen za bilety komunikacji miejskiej.

Ale podwyżki to nie wszystko czym "zasłużyli" się stołeczni biurokraci z Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele. Jak do tej pory nie udało im się bowiem zrealizować choć połowy obietnic wyborczych z... 2006 roku - zauważa "Fakt". 

(mpw)