Prokurator IPN z Katowic postawił generałowi Czesławowi Kiszczakowi zarzuty związane z wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku. Grozi mu pięć lat więzienia. Były szef MSW nie przyznał się do winy.

Kiszczak odmówił także składania zeznań. Podobnie jak gen. Jaruzelski poprosił o wgląd w akta (to aż 50 tomów), dopiero potem generał jest skłonny wyjaśniać. Terminu kolejnego przesłuchania na razie jednak nie wyznaczono.

Wchodząc do gmachu IPN, Kiszczak powiedział dziennikarzom, że nie zgadza się z zarzutami i po raz kolejny powtórzył, że nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności. Konsekwentnie kreuje się na bohatera narodowego, który uratował Polskę przed bratobójcza walką i najazdem Układu Warszawskiego. Prokuratorowi chce wręczyć oświadczenie, w którym już w pierwszych słowach pisze, że wszczęcie śledztwa przez IPN uważa za niegodne z prawem.

Wcześniej Kiszczak nie odbierał wezwań na przesłuchania; IPN nie wykluczał nawet doprowadzenia go przez policję. Tuż przed wyjazdem do Instytutu były szef MSW w rozmowie z reporterką RMF FM stwierdził, że nic nie wiedział o przesłuchaniu i niczego nie unikał. Nie mam obowiązku; nie ma w żadnym prawie napisane, że obywatel ma być od godziny 6 rano do 22 w domu. Mam prawo wyjść, gdzieś pojechał - tłumaczył Kiszczak.

W ostatnich tygodniach zarzuty popełnienia zbrodni komunistycznej przy wprowadzeniu stanu wojennego, dotyczące m.in. kierowania i udziału w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", postawiono szefowi i członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) - generałom Wojciechowi Jaruzelskiemu, Florianowi Siwickiemu i Tadeuszowi Tuczapskiemu oraz b. I sekretarzowi PZPR Stanisławowi Kani. W 2005 r. IPN zarzucił przekroczenie uprawnień w związku z wprowadzeniem stanu wojennego pięciu członkom Rady Państwa PRL.