Szef FBI Daniel Freeh już na dwa lata przed aresztowaniem rosyjskiego szpiega Roberta Hanssena dostał raport, z którego wynikało, że Biuro może mieć w swych szeregach podwójnego agenta - pisze dzisiejszy "The New York Times". Problem w tym, że uwierzył swym współpracownikom, którzy przekonali go, że autor raportu się myli.

Po aresztowaniu w lutym Hanssena kierownictwo FBI znalazło się w ogniu krytyki, że nie było w stanie przez tak wiele lat namierzyć u siebie wyjątkowo groźnego agenta. Ujawniono także wspomniany raport autorstwa Toma Keemela. Nie sugerował on, że Hanssen jest szpiegiem, nie twierdził nawet, że taki szpieg w FBI na pewno jest. Wskazywał jednak na fakty, które kazały poważnie traktować taką możliwość. Po udowodnieniu w 1994 roku szpiegostwa agentowi CIA Aldrige'owi Ames'owi kierownictwo FBI podejrzewało, że nie wszystkie przecieki były jego dziełem. W 1996 roku nastąpiły kolejne aresztowania. Nadal jednak nie wszystko się układało. Mimo to raport Keemela po krótkiej analizie uznano za nie dość umotywowany i odłożono na półkę. Jego osobisty list w tej sprawie do szefa FBI podobno nigdy nie dotarł. Niespełna dwa lata później dowody przeciwko Hanssenowi dostarczył rosyjski agent podobno za bardzo duże pieniądze.

16:30