Budżetowa dziura okazuje się nie tylko polską zmorą. Z najwyższym w powojennej historii deficytem borykają się także Niemcy. Jak podała niemiecka stacja telewizyjna ZDF, różnica w dochodach i wydatkach państwa może w tym roku sięgnąć 42 mld euro - dwukrotnie więcej niż planowano.

Kanclerz Gerhard Schröder musi uzdrowić kulejącą gospodarkę, a to będzie możliwe jedynie na drodze gruntownych reform. Niemcy wkrótce dopłacać więc będą do służby zdrowia, renty i emerytury zostaną zamrożone, a ubezpieczeni będą płacić wyższe składki socjalne.

To nie podoba się wielu Niemcom, którzy po lewicowym rządzie spodziewali się czegoś zupełnie innego. W rezultacie w najnowszych sondażach ponad połowa badanych pracę kanclerza ocenia źle.

Wszyscy, którzy byli i są w rządzie zawsze obiecywali, a potem

rzeczywistość wyglądała inaczej, ale mimo wszystko ja, tutaj w Berlinie, nie wybrałabym Stoibera (przywódca niemieckich chadeków, przyp. red.) na kanclerza - mówi jedna z mieszkanek Berlina. Nasz kanclerz ma twardy orzech do zgryzienia, ale wydaje mi się, że tak naprawdę nie zdaje on sobie sprawy z tego, jakie trudności mogą go spotkać, bo sytuacja jest inna niż w pozostałych krajach - dodaje inny berlińczyk.

Mieszkańcy Berlina, mimo problemów państwa, bardziej wierzą czerwonym niż czarnym, choć pracę SPD oceniają nienajlepiej. Z kolei na południ Niemiec chadecy są górą, ponieważ to oni przez wiele lat utrzymywali np. Bawarię na wysokim poziomie.

18:25