Mają ogromne doświadczenie, doskonale znają swoją branżę, cenią sobie bezpośredni kontakt ze swoimi klientami. Mowa o Dziadkach Biznesu, czyli seniorach, których sklepy i zakłady mijamy często w drodze do pracy czy szkoły. W dobie rosnących kosztów, konkurencji dużych supermarketów i usług przenoszących się do internetu, często te małe firmy muszą walczyć o przetrwanie. Z pomocą takim miejscom wyszli studenci, którzy próbują ułatwić seniorom dotarcie do nowych klientów. Stworzyli aplikację Dziadkowie Biznesu, dzięki której można znaleźć firmy prowadzone przez seniorów. Z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka opowiadamy historię kilku punktów zgłoszonych do studenckiej inicjatywy.

Równie pewnym co kunsztu pana Stanisława, można być tego, że przed pracownią krawiecką przy ulicy Spacerowej w Warszawie zobaczy się jego rower. 77-latek niezależnie od pogody, od poniedziałku do soboty wybiera właśnie jednoślad jako środek komunikacji. A gdy już dojedzie do swojej pracowni, spędza w niej po 11 godzin.

Koszty są duże, tak że gdybym tyle nie pracował, to bym na nie nie zarobił - tłumaczy.

Niegdyś pan Stanisław zatrudniał trzech pracowników, teraz to tylko wspomnienie. Z dawnych czasów pozostały maszyny i klimat małego zakładu.

Do pracowni przy ulicy Spacerowej przychodzą różni klienci. Widać to choćby po mundurze generalskim, nad którym pracuje krawiec, gdy odwiedza go reporter RMF FM Michał Dobrołowicz. Niezależnie od tego co przynoszą klienci, po 47 latach prowadzenia biznesu żadne zlecenie nie jest w stanie zaskoczyć pana Stanisława.

Zazwyczaj klienci proszą o przeróbki odzieży. Ktoś tu zeszczuplał, ktoś przytył, więc ludzie potrzebują poprawek. Szczególnie w obecnym czasie, kiedy jest kryzys. Ludzie wyciągają stare rzeczy, które leżą w szafie, szczególnie ci starsi. Próbuje im to jakoś dopasować - opowiada.

Ale nie wszystko biorę, bo jakbym wziął jakąś większą pracę, to musiałbym odmawiać swoim stałym klientom - zaznacza. Część stale odwiedzających zakład pana Stanisława to osoby starsze. Właśnie ta grupa ma w ostatnim czasie problem z dotarciem do pracowni. Wszystko przez budowę linii tramwajowej do Wilanowa. Nie ma gdzie zaparkować i nie ma gdzie po prostu dojść. Ciężko jest szczególnie starszym ludziom - podkreśla pan Stanisław. Dla wszystkich potencjalnych klientów 77-latek ma jednak wiadomość: Jestem i będę tu. Nie zamierzam stąd odchodzić, chyba że zdrowie mi nie będzie dopisywało. Ale jak na razie, odpukać, jest.

77-latek łączy bycie Dziadkiem Biznesu z byciem dziadkiem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Ma 8-letnią wnuczkę, dla której, przez pracę, nie ma zbyt wiele czasu. Czego sobie życzy pan Stanisław z okazji swojego święta? Żebym mógł tak dalej pracować zawodowo, żeby zdrowie dopisywało - mówi.

Pana Stanisława można odwiedzić w jego pracowni przy ulicy Spacerowej 18 w Warszawie od poniedziałku do soboty.

Andrzej i Wanda, czyli Anwa

Naprzeciwko kina Rialto w Katowicach jest miejsce, gdzie od 31 lat można zaopatrzyć się porcelanę i szkło. Pan Andrzej i pani Wanda, którzy prowadzą swój sklep na ulicy Wojewódzkiej, otwarcie mówią: Jesteśmy już mamutami.

Na tej ulicy i w okolicach jesteśmy najstarszym sklepem, bo tu od trzydziestu ponad lat praktycznie nikt się nie utrzymał. Nasza firma jakoś się utrzymuje dzięki temu, że mamy stałych klientów, również i klientów z zagranicy i ten towar, który, że tak powiem, proponujemy klientom, jest wysokiej jakości - zaznacza pan Andrzej.

Są tacy klienci, którzy pierwszy raz przyszli do Anwy, gdy chodzili do liceum. Teraz odwiedzają sklep ze swoimi dziećmi, które wybierają porcelanę do własnych domów. To bardzo miłe. Rozmawiamy, wiemy coś o swoich rodzinach. To bardzo miłe - podkreśla pani Wanda.

Bolączki w prowadzeniu działalności są dwie. Po pierwsze, sklep nie funkcjonuje w przestrzeni internetowej. Ale na to znalazł się sposób: Klienci nas promują przez internet - mówi pan Andrzej. Sklep Anwa trafił m.in. na stronę Dziadków Biznesu, co pozwala zaistnieć w świadomości młodszych klientów.

Na drugi problem trudniej znaleźć rozwiązanie. Anwie kurczy się rynek dostawców. Jest coraz gorzej, ponieważ większość firm, z który współpracowaliśmy, już nie istnieje. Na przykład huty szkła w Ząbkowicach, huta Hortensja. Teraz ostatnio upadł Wałbrzych. Jak były kiedyś trzy fabryki w Wałbrzychu, teraz ani jednej nie ma nawet. Jeszcze Karolina (Zakład Porcelany Stołowej Karolina - przyp. RMF FM) się jako tako trzyma. Współpracujemy z nimi też już od 31 lat, także na tym polega nasza trudność­ - tłumaczy pan Andrzej. Mimo to pan Andrzej i pani Wanda dalej chcą prowadzić sklep. To cieszy, to bawi, to jest nasza pasja. Mimo że jesteśmy na emeryturze, to chcemy mieć kontakt z ludźmi. Jest to fajna sprawa, fajni ludzie tu przychodzą, także co dalej? Trudno powiedzieć -  mówią.

Kupić polską porcelanę i szkło, a jednocześnie wesprzeć Anwę można w godzinach 10-17. Sklep mieści się przy ulicy Wojewódzkiej 2.

Sprzedał mieszkanie, by restauracja przetrwała

Pandemia fatalnie wpłynęła na wiele biznesów, ale szczególnie na branżę gastronomiczną. Miesiące zamknięcia spowodowały, że wiele lokali upadło. W trudnym położeniu znalazła się też Radio Cafe, czyli warszawska restauracja prowadzona przez Stanisława Pruszyńskiego.

87-latek musiał sprzedać swoje mieszkanie, żeby jego firma przetrwała. Spłaciłem długi. Teraz mieszkam na 30 metrach kwadratowych, ale restauracja działa - zaznacza pan Stanisław. Dziś sytuacja lokalu jest lepsza, ale wciąż daleko do czasów świetności. Wychodzimy na zero powiedzmy, no może trochę lepiej - zdradza restaurator.

Dla 87-latka najważniejsze jest jednak to, że klienci wracają do jego lokalu. Rozmawiałem właśnie ze Szkotem, który był tutaj 10 lat temu. Pamiętał ten lokal, jego żona go pamiętała i wrócili. To jest szalenie przyjemne, że klienci o nas pamiętają i wracają  - podkreśla.

Działającą od prawie 30 lat restaurację Radio Cafe warto odwiedzić nie tylko ze względu na serwowaną tam kuchnię polską, ale również historię. Najpierw był w tym miejscu klub byłych pracowników Radia Wolna Europa. Jego założycielami byli Jan Nowak-Jeziorański, jego kumpel Władysław Bartoszewski, Stefan Bratkowski i naturalnie grupa mniej więcej 12-13 byłych pracowników Radia Wolna Europa - opowiada pan Stanisław, który sam pracował w rozgłośni w latach 50.

Właściciel Radio Cafe z sukcesem prowadził w Kanadzie polskie restauracje, gdy Stefan Bartkowski zadzwonił do niego z pytaniem, czy nie chciałby poprowadzić lokalu przy Nowogrodzkiej 56. Nie chciałem się w to w ogóle angażować, bo miałem małe dzieci. Ale w końcu mnie namówił - wspomina rozmówca reportera RMF FM.

Radio Cafe czeka na klientów od poniedziałku do piątku w godzinach 7:30 - 23:00, a w weekendy od 10:00 do 23:00.

Mistrzyni z Łodzi

Na portalu RMF24 i RMF FM opisywaliśmy już historię pani Grażyny Owczarek, która od 40 lat pracuje jako gorseciarka. Jej zakład również znalazł się na mapie Dziadków Biznesu.

Pani Grażyna szyje biustonosze czy gorsety indywidualnie dobrane do każdej klientki. Staniki, które są ogólnie dostępne, są niewygodne dla kobiet z dużymi piersiami, bo ramiączka są zbyt wąskie i wrzynają się w ciało. Poza tym ramiączka są elastyczne i regulowane, żeby taka bielizna była jak najbardziej uniwersalna. Tymczasem moje wyroby są szyte na zamówienie i klientka dostaje biustonosz idealnie dobrany do siebie. Wtedy piersi są odpowiednio uniesione, ale też stanik za bardzo nie podnosi się do góry, nie przesuwa. Taka stabilizacja biustu wpływa na usztywnienie kręgosłupa, a co za tym idzie, często udaje się wyeliminować bóle pleców - tłumaczyła w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Wyderką gorseciarka.

Pani Grażyna przejęła zawód po swojej matce, która uczyła się arkan rzemiosła od Niemki w czasie okupacji. Po tamtym czasie, do dziś, przetrwały kroje bielizny. Współcześnie nadal wykorzystywane są kroje o cięciu pionowym i poziomym. Zmieniły się materiały, bo kiedyś szyto z atłasów, adamaszków, a dziś - eleno-bawełny, lureksów, lycry. Takie biustonosze nie tylko są wygodne, zdrowe dla ciała, ale też eleganckie.

Z usług gorseciarki nierzadko korzystają amazonki. Dla nich powstają staniki uszyte na miarę z odpowiednią protezą piersi. I nie chodzi tu tylko o wygląd, ale przede wszystkim o zdrowie. Brak jednej piersi powoduje skrzywienia kręgosłupa, bo nagle jedna strona pleców jest mniej obciążona.

Każdy kobieta, która chciałaby mieć wyjątkowy biustonosz, może się zgłosić do pani Grażyny. Jej zakład znajduje się przy ul. Jaracza 23 w Łodzi.

Coś więcej niż projekt na zaliczenie

O szewcach, krawcach i małych sklepikach prowadzonych przez seniorów nie usłyszelibyśmy, gdyby nie inicjatywa sześciu studentów zarządzania z Uniwersytetu Warszawskiego. To właśnie oni w ramach zajęć z przedsiębiorczości musieli stworzyć projekt społeczny pomagający seniorom. W internecie znaleźni informacje o różnych punktach usługowych prowadzonych przez osoby starsze. Postanowiliśmy zebrać to wszystko w jedno miejsce - opowiada Jan Bawolik, jeden z założycieli Dziadków Biznesu.

Oczywiście zaliczyliśmy przedmiot na oceny bardzo dobre. Natomiast teraz jesteśmy już w zasadzie rok po tych zajęciach i kontynuujemy tę inicjatywę z racji tego, że on realnie pomaga, a nie jest tylko projektem na zaliczenie - dodaje.

Pierwszym biznesem, o którym informacje zamieszczono na profilach Dziadków Biznesu w mediach społecznościowych, był sklep obuwniczy Corida z Warszawy. W następnych dniach pojawiły się kolejne posty. Przełom przyszedł przy piątym z nich, opisującym panią Walentynę z Białegostoku, która prowadzi lodziarnie. Ludzie zaczęli udostępniać post, wszystkie media podchwyciły temat. Pisały, że jest to świetny projekt, że trzeba działać i wspierać Dziadka, Babcię Biznesu. Od dnia, kiedy opisaliśmy historię, ludzie ustawiali się do lodziarni w kolejkach. Wysyłali nam zdjęcia, że czekają po dwie godziny, żeby dostać lody od pani Walentyny. Ona z racji wieku musiała poprosić córki o pomoc w lodziarni. Teraz - można powiedzieć - cała rodzina tam funkcjonuje - mówi Bawolik.

Co ważne, nie jest tak, że studenci publikują informacje o działalności seniorów w internecie, a później o nich zapominają. Założyciele Dziadków Biznesu starają się utrzymać kontakt ze swoimi - jak sami mówią - podopiecznymi. Obecnie jest już ich ok. 150. Trudno byłoby co miesiąc wszystkich obdzwaniać, ale cały czas podtrzymujemy kontakt. Staramy się rozmawiać i gdy liczba klientów spada, wstawiać posty, stories, przypominać o biznesach. Zresztą planujemy teraz serię postów poświęconym biznesom, które już dawno temu się u nas pojawiły, żeby przypomnieć o nich ludziom - tłumaczy Bawolik, ale przyznaje, że zdarzają się sytuacje, kiedy mimo próby pomocy, biznesy upadają. O tym trzeba przypominać, żeby tę wewnętrzną potrzebę pomocy wzbudzić - zaznacza.

Jak zgłosić działalność do Dziadków Biznesu?

Być może pomoc małym biznesom na większą skalę będzie możliwa, dzięki kolejnemu krokowi, który postanowili zrobić studenci. Trzy osoby, które obecnie tworzą inicjatywę Dziadkowie Biznesu - pozostali skupili się na pracy i rozwijaniu innych inicjatyw - zakładają fundację.

Mamy już statut, mamy akt fundacyjny. Czekamy na zatwierdzenie statutu przez pomagających nam prawników. Oni sprawdzają, żeby wszystko się zgadzało i wtedy my - fundatorzy - podpisujemy, wysyłamy wniosek do KRS i w przeciągu trzech, czterech miesięcy powinna już taka fundacja istnieć - zdradza rozmówca RMF24.

Ci, którzy chcą wspierać lokalne inicjatywy, nie muszą jednak czekać na stworzenie fundacji. Zgłaszać punkty, którym warto pomóc, można cały czas. Wystarczy napisać wiadomość do Dziadków Biznesu na Instagramie bądź Facebooku. Można też wysłać maila na adres dziadkowiebiznesu@gmail.com. Odpowiedź przychodzi zazwyczaj w ciągu dnia lub maksymalnie dwóch dni. Ważne, żeby zgłaszając dany biznes, pamiętać o kilku rzeczach: Nie wystarczy powiedzieć, że jest Babcia Biznesu, która prowadzi sklepik w Łodzi. Najlepiej samemu do jej sklepu wejść, zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Wypytać o historię zakładu, o to, jak biznes idzie w czasach popandemicznych, zrobić kilka zdjęć w środku, zrobić zdjęcie Dziadka, Babci Biznesu i wtedy takie zgłoszenie do nas wysłać. My to weryfikujemy, staramy się skontaktować z takim Dziadkiem Biznesu w celu uzyskania zgody na publikację wizerunku i wtedy taki post może się u nas pojawić - mówi Bawolik i apeluje o wysyłanie wiadomości: Może ktoś: mama, babcia, dziadek mija codziennie na ulicy zakład osoby starszej. Można tam wejść, zapytać, czy trzeba pomóc, zrobić zdjęcie i odezwać się do nas.

Osoby, które chciałby skorzystać z usług biznesu prowadzonego przez seniora w swojej okolicy, mogą ściągnąć na telefon aplikację Dziadkowie Biznesu, w której znajdą mapę z punktami zgłoszonymi do inicjatywy.