Wraca sprawa tragicznej śmierci dwójki policjantów z Warszawy, którzy odwozili do domu urzędnika MSWiA Tomasza Serafina. "Dziennik" dotarł do akt, z których wynika, że szefowie Biura Bezpieczeństwa Narodowego mogą mieć ważne dla śledztwa informacje.

Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak i jego zastępca gen. Roman Polko dzwonili do Tomasza Serafina, wówczas dyrektora w MSWiA, wkrótce po zaginięciu policjantów. To właśnie oni odwozili go do domu z Warszawy do Siedlec, a wracając zginęli w wypadku.

Prokuratura wiedziała o tym, ale szefów BBN nigdy nie przesłuchała. Sprawa - według gazety - najpewniej pozostałaby tajemnicą, bo prokuratura podczas trwającego pół roku śledztwa nie informowała o jego przebiegu. Dziennikarze dotarli do akt, które dotąd stanowiły tajemnicę śledztwa.

Dlaczego prokuratorów nie zainteresowały częste kontakty telefoniczne Tomasza Serafina z Władysławem Stasiakiem i Romanem Polko w sobotę rano, kilka godzin po zaginięciu policjantów? - zastanawia się gazeta.