Według wielu komentatorów Polska na Kremlu ma tak złe notowania, i to od dłuższego czasu, że nawet najbardziej nieprzyjazne wypowiedzi polskich polityków nie są w stanie już niczego zepsuć.

Burzę rozpętała wypowiedź ministra obrony Radosława Sikorskiego, który porównał budowę Gazociągu Północnego między Rosją a Niemcami po dnie Bałtyku z pominięciem Polski do paktu o nieagresji - podpisanego w sierpniu ‘39 roku przez ministrów spraw zagranicznych niemieckiej Rzeszy i ZSRR - Joachima Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa: Myślę, że jako Polscy jesteśmy uwrażliwieni na to, gdy ponad naszymi głowami nasi sąsiedzi się dogadują - mówił Sikorski.

Pozornie wszystko jest porządku. Kreml publicznie się nie oburzał. Owszem jeden z rosyjskich politologów stwierdził tylko, że to kolejny gest wrogości ze strony Polski. Jego wypowiedź została jednak w Moskwie niezauważona. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że za kulisami politycznej sceny wrze. Kreml i Putin są wściekli na Polskę i wysyłają w tej sprawie jasne sygnały. Kilka dni temu wysoki urzędnik rządowy stwierdził, że mimo starań Warszawy, Rosja nie ma zamiaru wpuszczać polskiego mięsa i produkcji roślinnej znowu na swój rynek. Nie ma też raczej szans na zapowiadane na jesień spotkanie prezydentów Polski i Rosji.

Oburzeni są berlińscy politycy. Pojawiły się opinie, że to co powiedział Sikorski jest absurdalne i bardzo szkodliwe dla stosunków polsko-niemieckich. Kilku polityków szczególnie reprezentujących socjaldemokrację zażądało, aby premier Marcinkiewicz zdyscyplinował Sikorskiego. Tamtejsza prasa przede wszystkim cytowała słowa polskiego ministra; informacje w tej sprawie pojawiały się na pierwszych stornach. Dziennik Berlinerzeitung opisując całą sytuację dodał, że dla Radosława Sikorskiego reżim Hitlera, Republika Weimarska czy też obecna Republika Federalna Niemiec to to samo. Dziennik Bild pisze z kolei o niebywałej polemice polskiego polityka.