Blisko dwa miliony złotych – tyle władze Białegostoku dokładają do autobusów komunikacji miejskiej, jeżdżących do pobliskich miejscowości. Kontrole pasażerów wykazały bowiem, że prawie nikt nie kupuje biletów, obowiązujących poza miastem.

Władze domagają się więc od ościennych gmin częściowego pokrywania strat. Te jednak uznają to za szantaż. - Absolutnie nie będziemy dopłacać do komunikacji białostockiej - mówią. Jednak władze Białegostoku ripostują. - Dlaczego białostoczanie mają dopłacać do kursów do innych miejscowości? - pytają.

Pasażerowie twierdzą, że autobusy zamiejskie są bardzo potrzebne. - Autobusy są zapchane, szczególnie rano - przyznają. Pytanie tylko, kto ma za nie płacić. Jeżeli gminy nie pokryją części kosztów, komunikacja miejska ograniczy liczbę kursów i podwyższy ceny biletów.