W Sydney trwa usuwanie szkód po zamieszkach młodych Aborygenów z policją. W starciach rannych zostało około 40 policjantów, blisko 10 jest w stanie ciężkim.

Starcia rozpoczęły się wczoraj wieczorem po śmierci 17-letniego Aborygena, który - jak twierdzi jego matka - był ścigany przez policję. Chłopak uciekał na rowerze i uderzył z dużą siłą w masywne ogrodzenie budynku.

Rodzina chłopca oraz wielu młodych ludzi o śmierć oskarża policję, posądzając ją o uprzedzenia względem Aborygenów, liczących niecałe pół miliona z blisko 20-milionowego społeczeństwa Australii.

Każde aborygeńskie dziecko boi się policji. Funkcjonariusze, bez powodu, ścigają nasze dzieci, jak tylko dostrzegą je na ulicach - mówiła Aborygenka mieszająca w pobliżu.

Do trwających blisko 10 godzin zamieszek doszło w dzielnicy Redfern, zamieszkałej głównie przez ludność aborygeńską. Funkcjonariuszy obrzucono cegłami, koktajlami Mołotowa oraz butelkami. Aresztowano kilku demonstrantów.

05:30