Od 2026 roku w ofertach pracy nie znajdziemy już określeń takich jak "niania", "asystentka" czy "sprzątaczka". Wszystko za sprawą nowelizacji Kodeksu pracy, która nakłada na pracodawców obowiązek stosowania neutralnego płciowo języka w procesach rekrutacyjnych. To krok, który - jak podkreślają eksperci - może znacząco wpłynąć na sposób, w jaki myślimy o rynku pracy i dostępnych zawodach. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".

  • Zgodnie z nowymi przepisami ogłoszenia o pracę będą musiały być neutralne płciowo, bez wskazania, czy poszukiwana jest kobieta, czy mężczyzna. Dotyczy to zarówno nazw stanowisk, jak i treści ofert.
  • Pracodawcy mogą używać określeń typu "osoba sprzątająca" czy "osoba do opieki nad dziećmi" lub stosować podwójne formy ("specjalista/specjalistka"), by uniknąć dyskryminacji językowej.
  • Zmiana obejmie także dokumenty firmowe, takie jak regulaminy pracy czy tabele wynagrodzeń.
  • Eksperci zwracają uwagę, że język neutralny może zwiększyć inkluzywność i zachęcić do aplikowania osoby niebinarne oraz kobiety, które mogą czuć się wykluczone przez zmaskulinizowany język ogłoszeń.
  • Nowe przepisy nie są jednoznacznie interpretowane, a pracodawcy mają wątpliwości, jak je stosować w praktyce - jednak ich celem jest zwiększenie równości i świadomego podejścia do rekrutacji.

Dotychczas najwięcej uwagi poświęcano zapisom nowelizacji dotyczącym jawności wynagrodzeń. Mniej mówiło się o zapisie, który wejdzie w życie w przyszłym roku, a wymaga, by ogłoszenia rekrutacyjne oraz dokumenty firmowe były wolne od określeń sugerujących płeć.

Nowe przepisy zobowiązują pracodawców do unikania nazewnictwa wskazującego na płeć. Chodzi zarówno o formy męskoosobowe, jak "specjalista" czy "pracownik biurowy", jak i żeńskie, częściej spotykane w sfeminizowanych branżach usługowych, np. "niania" czy "sekretarka".

Kogo szuka pracodawca? "Osoby" do pracy

Jak można sformułować neutralne ogłoszenie? Jednym z rozwiązań jest użycie formy "osoba", np. "osoba sprzątająca", "osoba do opieki nad dziećmi" czy "osoba na stanowisku asystenckim". Inna możliwość to zastosowanie dwóch wersji - żeńskiej i męskiej - w jednym ogłoszeniu: "kelner lub kelnerka", "programista/programistka".

Zdaniem dr Barbary Godlewskiej-Bujok z Uniwersytetu Warszawskiego, najprostszą i najczytelniejszą drogą może być właśnie forma z użyciem słowa "osoba", ponieważ nie budzi skojarzeń płciowych i w klarowny sposób opisuje funkcję.

Taki język sprzyja równości i otwartości. Pozwala kandydatom i kandydatkom - również tym, którzy nie identyfikują się z podziałem binarnym - poczuć się mile widzianymi - podkreśla ekspertka w rozmowie z "Wyborczą".

Zmiana jednak nie wszystkim wydaje się jednoznaczna. Jak wskazuje prawniczka dr hab. Grażyna Spytek-Bandurska z Federacji Przedsiębiorców Polskich, ustawa nie precyzuje, w jaki sposób konkretnie należy stosować język neutralny. Czy wystarczy zaznaczyć, że ogłoszenie skierowane jest do wszystkich niezależnie od płci? Czy trzeba używać dwóch form językowych? A może lepiej trzymać się ogólnych określeń?

Dla wielu mniejszych pracodawców to może być wyzwanie - nie każdy bowiem ma zasoby i wiedzę, by opracować nowy standard rekrutacyjny. Poza tym często w ogłoszeniach liczy się zwięzłość.

"Prezeska" mniej prestiżowa

Neutralność płciowa obejmie nie tylko same ogłoszenia. Zmiany mają również dotyczyć dokumentów firmowych - regulaminów pracy, układów zbiorowych, tabel wynagrodzeń. Oznacza to, że zwroty typu "asystentka dyrekcji" będą musiały zostać zastąpione np. przez "pracownika działu zarządu" lub "osobę pełniącą funkcję wspierającą".

Jak zauważa dr Godlewska-Bujok, język prawa pracy od lat utrwala przekonanie, że formy męskie są domyślne, a żeńskie - mniej poważne. To może przekładać się na postrzeganie feminatywów jako mniej prestiżowych, szczególnie na stanowiskach kierowniczych.

Wątpliwości prawne nie zmieniają jednak faktu, że forma ogłoszenia wpływa na to, kto na nie odpowie. Z badania portalu Pracuj.pl z 2021 roku wynika, że kobiety preferują żeńskie nazwy zawodów. Ponad 17 tys. respondentek częściej wybierało formy żeńskie, takie jak "nauczycielka" czy "księgowa". Jednocześnie wiele z nich wskazywało, że feminatywy na wysokich stanowiskach mogą brzmieć mniej poważnie, np. "prezeska" czy "dyrektorka".

To dowód na to, jak silnie język wpływa na nasze wyobrażenie o prestiżu i kompetencjach, i jak ważne może być jego świadome kształtowanie.

Wyjątek, nie reguła

Nowe przepisy przewidują możliwość odstępstw. Jeśli charakter pracy faktycznie wymaga zatrudnienia osoby określonej płci, np. ze względu na komfort klientek w branży bieliźniarskiej, pracodawca może to uzasadnić. To jednak wyjątek, nie reguła.

Na pierwszy rzut oka zmiana wydaje się symboliczna. Przecież już dziś prawo zabrania dyskryminacji ze względu na płeć. Ale eksperci przekonują, że to właśnie "symbolika" ma znaczenie.

Zmuszenie pracodawców do przemyślenia, jakich słów używają, może być pierwszym krokiem do bardziej równościowego rynku pracy - mówi dr Godlewska-Bujok.

Choć nowelizacja nie rewolucjonizuje całego systemu, wprowadza ważny sygnał: rynek pracy ma być otwarty na wszystkich - bez względu na płeć czy tożsamość płciową. A zmiana zaczyna się od słów.