Polskie służby – zarówno te drogowe, jak i te administracyjne - co roku są zaskakiwane przez zimę. Kiedy już zdarzy się taki atak zimy, jak wczoraj, okazuje się, że jesteśmy do tego kompletnie nie przygotowani. To wiemy od dawna. Jak jednak sobie radzą z tym „zjawiskiem” inni Europejczycy? Nasi korespondenci we Paryżu, Wiedniu i Berlinie sprawdzili to na miejscu.

Zacznijmy od Francji. Opady śniegu powodują zazwyczaj duże zamieszanie we Francji. Każdego roku zaskoczeni Francuzi przypominają sobie o istnieniu tego meteorologicznego zjawiska. Różnica z Polską jest taka, że poza Alpami śniegu jest przeważnie dużo mniej niż w Polsce i paraliż na drogach w tym czy innym regionie trawa najwyżej jedną noc lub kilka dni, a co najważniejsze odśnieżanie przebiega na ogół dużo sprawniej. Najskuteczniej odśnieżane są autostrady, za które odpowiedzialne są przedsiębiorstwa półprywatne – państwo jest w nich głównym udziałowcem. Zablokowanie ruchu na autostradach powoduje nie tylko paraliż komunikacyjny całego kraju, ale także spore straty finansowe – autostrady są płatne. Za pozostałe drogi odpowiada państwo, albo władze poszczególnych departamentów. W przypadkach wyjątkowo dużych śnieżyć, sztaby kryzysowe powoływane są na szczeblu centralnym, które koordynują wszystko, łącznie z działalnością żołnierzy. Trzeba też dodać, że Francuzi w sytuacjach kryzysowych są świetnie informowani o tym, które drogi są przejezdne, a które nie.

Z Francji zaglądnijmy do Austrii. Jak wiadomo śnieg jest tam dla wielu dużą atrakcją - chodzi głównie o zwolenników "białego szaleństwa". Zima jest w Austrii równie sroga jak u sąsiadów – np. w Czechach czy w Niemczech. W tym roku śniegu spadło tam już bardzo dużo w okresie świąt Bożego Narodzenia, sypało też na Sylwestra, a w górach pada bez przerwy. Nasz korespondent, który już 20 lat mieszka w Wiedniu, nie pamięta jednak by z powodu śniegu ogłoszono tam stan klęski żywiołowej. Zdarzają się wprawdzie nieprzejezdne drogi, zdarzają się odcięte od świata miejscowości, są to jednak trasy wysokogórskie, zamykane planowo na zimę, albo wioski i miasteczka zablokowane przez lawiny. Nawet największe opady śniegu nie są w Austrii klęską. Rzecz chyba w tym – jak mówi korespondent RMF – że zawsze pod ręką jest tam dostateczna ilość specjalistycznego sprzętu i wojska. Wystarczy to do usunięcia największych nawet zasp, zaś filozofią Austriaków jest twierdzenie, że armia w czasie pokoju ma pomagać cywilom, a nie siedzieć w koszarach.

Walka z wielkim śniegiem w Niemczech jest równie sprawna – akcją ratunkową nie dowodzi się centralnie z Berlina, tylko bezpośrednio na miejscu zdarzenia. Za takie sytuacje odpowiadają gminy lub też landy. Dysponują one swoim własnym sprzętem lub pożyczają go z innych regionów. Gdy nie mogą poradzić sobie same, administracja lokalna może poprosić o tzw. ciężką pomoc techniczną lub wojsko czyli instytucje finansowane przez rząd w Berlinie. Taki system sprawdził się już wiele razy. Wielokrotnie udało się uniknąć kłopotów, które mogły powstać w oczekiwaniu na decyzję z „góry”.

foto RMF

05:00