Czy podczas rozpoczynającego się jutro forum gospodarczego w Warszawie uda się zachować spokój na ulicach? Włoska Genua do dziś pamięta spotkanie G8 w lipcu 2001 roku. Po szczycie miasto wyglądało jak po wielkiej bitwie.

W Genui setki tysięcy przeciwników globalizacji manifestowało swój sprzeciw wobec możnych tego świata. Przyłączyli się do nich także zwykli chuligani, prowokujący większość bójek ze służbami porządkowymi.

W czasie jednej z nich zginął młody człowiek, postrzelił go broniący się karabinier. Ponad 450 osób zostało rannych, policja aresztowało 150 manifestantów. Straty były ogromne: spalone samochody, setki zniszczonych witryn, splądrowane banki, potrzaskane bankomaty.

Miesiąc przed Genuą był szczyt UE w Goeteborgu. Tam też były spore straty, w starciach poszkodowani zostali policjanci i antyglobaliści. Policjanci nie byli przygotowani na konfrontacje tego typu. Nie wiedzieli, jak się zachować podczas ataku wielkiej masy agresywnych ludzi. Mając rannych, pod gradem brukowców, wpadli w panikę i użyli niepotrzebnie ostrej amunicji - czytamy w ubiegłorocznym raporcie specjalnej komisji oceniającej te wydarzenia.

Na warszawski szczyt ma przyjechać ok. 3 tys. protestujących. Nad bezpieczeństwem ma czuwać m.in. kilka tysięcy policjantów ze stolicy i z kraju, 40 kolumn Biura Ochrony Rządu będzie ochraniać najważniejszych gości, a załogi 660 radiowozów będą odpowiadać za płynność ruchu ulicznego w stolicy, także poza tzw. strefami bezpieczeństwa.