Malowanie liści na bardziej zielone, pastowanie podłóg szczoteczkami do zębów, rozwijanie purpurowych dywanów w błocie. Tak często w poprzedniej epoce wyglądały otwarcia nowych obiektów. Ale okazuje się że tamta epoka wcale nie minęła! Na trasie z Krakowa do Zakopanego z wielką pompą oddano dziś wyremontowany odcinek drogi. 3,5 km asfaltu otworzył, a potem przejechał nim sam premier Leszek Miller.

Wszystko odbyło się dokładnie według najlepszych wzorców. Z wyjątkiem kropidła. Ale oprócz tego, wszystko pasowało do minionej epoki: stół z wędlinami, kapela góralska i wstęga. Ekran akustyczny, piękny jak pisanka, malowano do późnej nocy.

Plan otwarcia od początku zapowiadał się oryginalnie, ponieważ premier Miller miał testować nową drogę... śmigłowcem. Najprawdopodobniej jednak złe moce zepsuły pogodę i szef rządu przyjechał samochodem. Mimo to wizje przyszłości, jakie Miller roztoczył przed zgromadzonymi, do której mają zaprowadzić te 3,5 kilometra asfaltu, były imponujące.

Na pytanie czemu tego asfaltu tak mało, nie zrażony niczym premier odpowiadał: Jak pan się martwi, że oddano tylko trzy i pół kilometra, to ja się nie martwię.

Wbrew oczekiwaniom po przecięciu wstęgi nie zaświeciło słońce, a bociany nie zawróciły z drogi do tropików. Ale uśmiech i duma na twarzy premiera były takie, jakbyśmy właśnie otworzyli trasę Zakopane–Madryt i już mieli środki na budowę w drugą stronę, przynajmniej do Pekinu.

Foto: Archiwum RMF

22:30