Romuald Szeremietiew zaprzecza informacjom Ministerstwa Obrony. Według zawieszonego wiceministra, Zbigniew Farmus nie wyjechał za granicę, lecz jest w Polsce. Szeremietiew twierdzi, że jego asystent jest gotowy zgłosić się na wezwanie organów ścigania. Wcześniej rzecznik MON-u Jerzy Smoliński mówił, że Farmus wyjechał za granicę. Asystent był jednym z bohaterów publikacji "Rzeczpospolitej" opisującej nieprawidłowości w MON-ie.

Tymczasem, już drugi dzień w resorcie obrony pracuje grupa prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie domniemanego łapówkarstwa opisanego przez "Rzeczpospolitą". Prokuratorzy z certyfikatami bezpieczeństwa umożliwiającymi wgląd w tajne dokumenty przeglądają dokumentację zgromadzoną w resorcie, a dotyczącą przede wszystkim przetargów na uzbrojenie dla wojska. Dopiero po zabezpieczeniu i dokładnej analizie zawartości interesujących dokumentów zostanie uzupełniona lista świadków. Dziś przesłuchano już dziennikarkę "Rzeczpospolitej" Annę Marszałek, współautorkę tekstu o podejrzanej działalności Zbigniewa Farmusa, najbliższego asystenta wiceministra Romualda Szeremietiewa. Według prokuratury, Marszałek odmówiła podania źródeł informacji zawartych w swoim artykule.

Przypomnijmy: według "Rzeczpospolitej", doradca Romualda Szermietiewa miał się domagać 100 tysięcy dolarów łapówki za korzystne dla jednego z zagranicznych koncernów zbrojeniowych decyzje dotyczące przetargu na nowe haubice dla wojska. Po publikacji "Rzeczpospolitej" wiceminister Szeremietiew został odsunięty od obowiązków, w tym udziału w przetargu na samolot wielozadaniowy dla lotnictwa wojskowego. Żandarmeria wojskowa już w sobotę zabezpieczyła dokumenty w gabinetach wiceministra i jego ludzi, a cywilna prokuratura na polecenie ministra sprawiedliwości wszczęła wczoraj śledztwo w sprawie łapówkarstwa w MON-ie. Kontrolę w gabinecie zawieszonego wiceministra prowadzi też specjalna komisja powołana przez premiera Jerzego Buzka.

foto RMF

16:00