Do starć białoruskiej opozycji z milicją doszło wczoraj podczas nielegalnej manifestacji w Mińsku. Mimo zakazu władz miasta demonstracja zgromadziła około 4 tysięcy osób, które chciały upamiętnić 83 rocznicę proklamowania Pierwszego Niepodległego Państwa Białoruskiego.

Plac Jubileuszowy, skąd miała ruszyć kolumna, został szczelnie otoczony przez funkcjonariuszy. Ludzie podążający na akcję byli zmuszeni do szukania drogi przez podwórka. Działania milicji nadzorował osobiście szef białoruskiego MSW Władimir Nawumau i szef Biura Śledczego Leanid Hłuchouski. Funkcjonariusze nie reagowali jednak kiedy czterotysięczny tłum pod historycznymi, lecz zabronionymi przez władze biało-czerwono-białymi sztandarami, flagami Unii Europejskiej, wykrzykując "Niech żyje Białoruś" ruszył na Plac Wolności gdzie miał odbyć się mityng.

Miejscowi dziennikarze w swoich komentarzach podkreślali, że opozycyjna akcja była zupełnie nieskoordynowana, przygotowana bez pomysłu i - jak to określili - puszczona na żywioł, co przy spokojnym charakterze Białorusinów oznaczać mogło tylko jedno - jeszcze jeden przemarsz i wykrzykiwanie antyprezydenckich haseł, które niczego w kraju nie zmieniają. Jak bardzo akcja jest niezorganizowana widać było, kiedy kilkutysięczny tłum został dosłownie osaczony przez kilkuset milicjantów i OMON w kaskach i z pałkami w rękach. Część ludzi zaczęła w popłochu uciekać, inni - udając spokój - wyszli poza milicyjny kordon. Pozostali zostali w ciągu kilkunastu minut rozproszeni przez mundurowych. Nie obeszło się bez rękoczynów. Demonstranci zrywali flagi i drzewcami bili po głowach milicjantów. W ruch poszły z jednej strony pięści, drzewce i foliowe torby z zakupami, z drugiej - pałki. Dostało się też wspomnianemu szefowi Biura Śledczego. Zatrzymani demonstranci prawdopodobnie już w poniedziałek zostaną skazani przez miński sąd za naruszanie porządku publicznego.

Foto EPA

00:15