Premier Donald Tusk, minister skarbu Aleksander Grad i premier Kataru Hammad Bin Jassim Bin Jabor Al-Thani spotkali się w sobotę gdzieś we Francji. W komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu czytamy tylko o kwestii „strategicznej współpracy gospodarczej”. Czy polsko-katarskie rozmowy na szczycie przerwą pat wokół sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie?

Sprawa sprzedaży stoczni powoli robi się sprawą gardłową. Premier Kataru podobno obiecał pomóc, ale – jak podkreślają współpracownicy Tuska – to nie rząd, a prywatny katarski inwestor ma wyłożyć pieniądze. Możliwości premiera tego kraju są więc ograniczone.

Jak informuje korespondent RMF FM Marek Gładysz, w zasadzie niczego na temat tego tajemniczego spotkania dowiedzieć się w Paryżu nie można. Polska ambasada nie udziela żadnych informacji. Rozmowa dotyczyła rozszerzenia współpracy pomiędzy Polską a Katarem - enigmatycznie poinformował rzecznik prasowy resortu skarbu Maciej Wewiór.

Cała - trwająca już ponad dwa miesiące - historia stoczniowej transakcji nie ma specjalnie szczęścia i dobrego PR. Dogadujący się z Katarczykami minister skarbu był w trakcie negocjacji, a nawet po ich zakończeniu, tak tajemniczy i oszczędny w słowa, że spekulowano, iż w transakcję zaangażowane są być może nawet izraelskie służby specjalne. Potem, gdy okazało się, że to jednak arabowie chcą kupić stocznie, zaczęły się problemy z zapłatą wynegocjowanej kwoty – kupujący nie dotrzymali pierwotnego terminu i poprosili o jego przesunięcie. Nowy upływa dokładnie za osiem dni. Sprawa jest gardłowa nie tylko dla samych zakładów, ale i dla ministra Grada, bo Tusk zapowiedział, że jeśli transakcja zakończy się fiaskiem, to wyrzuci go z rządu.