​"Wyjdę dziś z klubu uśmiechnięty, zadowolony, z poczuciem, że zostały zrealizowane cele wyznaczone przez właściciela" - powiedział Marek Szczerbowski, który w piątek - po czterech latach - pożegnał się na własną prośbę z funkcją prezesa wielosekcyjnego GKS Katowice.

Nie przypominam sobie, żebym był w tak dobrej formie jak dziś, był podczas swojej misji w GKS. Pokusa pozostania jest, trzeba dotrzymać słowa i dziś się żegnam. Cieszę się, że w takiej atmosferze - dodał.

Przypomniał, że zastał GKS w ciężkiej sytuacji.

Kiedy 26 sierpnia 2019 (w dniu swoich urodzin) objąłem stanowisko nie było płynności finansowej w klubie, pracownicy mieli zaległości w wynagrodzeniach,  piłkarze  spadli do 2.ligi,  trudna atmosfera panowała w sekcji siatkówki, hokeiści mieli nieudany sezon, a piłkarki nożne traktowano jako dodatek do klubu, a każda impreza była deficytowa - wyliczył.

Zaznaczył, że potem hokeiści wywalczyli - po 52 latach - dwa kolejne tytuły mistrzowskie, piłkarki - historyczne złoto MP, siatkarze pierwszy raz awansowali do play off ekstraklasy, a futboliści wrócili do 1. ligi. W międzyczasie doszło do konfliktu prezesa z kibicami, którzy bojkotowali mecze, ale ostatecznie wrócili na trybuny.

Na koniec lipca GKS ma zysk na działalności operacyjnej 7 mln 381 tys. Nie mamy zobowiązań, wszystkie są regulowane na bieżąco, sprawy finansowe są uporządkowane, a na koncie jest prawie 10 mln złotych - podkreślił. Zaznaczył, że nic go nie zaskoczyło w pracy, poza kwestią zdrowotną.

Szczerbowski zmagał się z depresją

Nie wiedziałem, że tak zareaguje mój organizm. Czułem się, jakbym był liczony (po ciosie). Bardzo szybko z tego udało mi się wyjść, energii miałem bardzo dużo już w kwietniu, ale  słowo jest słowo. "Szkielety" byłych prezesów GKS są rozsiane po całej Polsce. Atmosfera, w jakiej kończyli poprzednicy jest opisywana w wielu miejscach. Ja dziś wyjdę z klubu uśmiechnięty, zadowolony, z poczuciem, że zostały zrealizowane cele postawione przez właściciela (samorząd miasta) i te, które sam sobie wyznaczyłem - dodał.

Przyznał, że mając obecne doświadczenie, też zdecydowałby się zostać szefem GKS.

Wszedłbym w to jeszcze raz. Jestem katowiczaninem, mieszkam naprzeciwko Spodka, było mi smutno, kiedy patrzyłem na to, co się działo. Dziś wiem, że organizm reagował bardziej, niż było warto - powiedział.