"Nie różnię się niczym od innych 22-letnich dziewczyn. W szafie mam szpilki i kiecki, więc jeżeli gdzieś wychodzę wieczorem, to zawsze dbam o fryzurę i makijaż" - mówi Agnieszka Radwańska. To był najlepszy sezon w karierze krakowianki - wygrała trzy imprezy i wystąpiła w turnieju Masters. Na swoje sukcesy ciężko pracuje. Jej codzienność przypomina życie zakonnicy. "To jest sport zawodowy, który wiąże się z dużą ilością wyrzeczeń" - przyznaje.

Edyta Sienkiewicz: Czy to prawda, że codzienność tenisistki przypomina życie zakonnicy?

Agnieszka Radwańska: Faktycznie, można tak powiedzieć. To jednak jest sport zawodowy, który wiąże się z dużą ilością wyrzeczeń. Od samego początku trzeba dużo poświęcić.

Możesz powiedzieć, jak wygląda twój dzień? Masz przerwę, ale cały czas trenujesz.

Tak, ale to jest przerwa wyłącznie w turniejach. Wakacje trwały dwa tygodnie, a teraz ciężko pracuję i przygotowuję się do kolejnego sezonu. Mam zajęcia trzy razy dziennie - dwa razy tenis i zajęcia ogólnorozwojowe.

Bardzo dużo podróżujesz, a to wiąże się z wielogodzinnymi lotami. Co można w tym czasie robić w samolocie?

Mamy już z Ulą opracowany patent. Staramy się iść jak najpóźniej spać albo w ogóle nie śpimy, tylko w nocy pakujemy walizki. Potem takie "zmordowane" wchodzimy do samolotu. Dzięki temu co najmniej połowę lotu po prostu śpimy, więc czas szybciej leci. Poza tym czytamy książki, oglądamy filmy, gramy w karty. Robimy wszystko, co jest możliwe, żeby zabić czas.

A propos książek. Studiujesz, a to rzadkość w świecie tenisa. Większość dziewczyn w ogóle nie zdała matury. Jak udaje ci się łączyć studia i życie na walizkach?

To prawda, nie jest lekko, ale mamy spore ułatwienie, bo egzaminy zdajemy, kiedy jesteśmy w kraju. Udało nam się już zaliczyć pierwszy rok na AWF w Krakowie na Turystyce i Rekreacji. Cieszę się, że możemy jakoś to pogodzić, że prowadzący idą nam na rękę.

Czy to znaczy, że Agnieszka Radwańska wie, co to egzamin poprawkowy i dwója w indeksie?

Oczywiście, że wiem (śmiech). Poprawki jeszcze żadnej nie miałam, ale wiem, co to jest.

Masz czas na jakieś hobby? Czytałam, że lubisz taniec. Dancehall i hip-hop, tak? Podobno jesteś w tym dobra.

Nie wiem, czy jestem w tym dobra, ale myślę, że radzę sobie (śmiech). Faktycznie, bardzo lubię taniec. To dla mnie odskocznia od tenisa. Przy okazji dobrze się przy tym bawię. Żałuję, że tak rzadko mam okazję, żeby wybrać się na zajęcia. Mam jednak trochę obowiązków i tego czasu dla siebie jest zdecydowanie za mało. Bardzo często wychodzę z domu o godzinie 8 rano i wracam dopiero o godzinie 20. Obiad też jem w biegu. Grafik jest naprawdę napięty.

Poza tenisem uprawiasz jeszcze jakiś sport?

Tak, bardzo lubię jeździć na rolkach. Sprawa mi to dużą przyjemność. To jest tak naprawdę jedyny sport, który uprawiam, bo muszę na siebie uważać. Kiedyś jeździłam na nartach, ale przestałam bardzo dawno temu. To jest zawodowy sport i trzeba na siebie uważać. Muszę unikać kontuzji. Rolki są bezpieczne, więc jeżeli tylko mamy czas, to idziemy z Ulą trochę pojeździć.

Nie mieszkacie już z rodzicami. Jak organizujecie sobie to życie domowe?

To prawda, kupiłyśmy mieszkanie i rok temu wyprowadziłyśmy się od rodziców. Z bólem muszę jednak przyznać, że nie potrafię gotować. Nigdy tak naprawdę nie miałam okazji, żeby się nauczyć, bo po postu nie mam na to czasu. Tutaj muszę podziękować mamie, która zawsze przynosi nam obiady. Kiedy wracamy do Krakowa, to zawsze zamrażarka jest pełna (śmiech). Mamy zaopatrzenie przynajmniej na tydzień. Jeżeli chodzi o inne obowiązki, to oczywiście się dzielimy. Jedna sprząta kuchnię, druga łazienkę. Poza tym razem wynosimy śmieci. Jakoś sobie radzimy.

Jak spędzacie święta? Masz jakieś ulubione potrawy?

Święta spędzimy pewnie z rodziną. Jeżeli chodzi o moje ulubione potrawy to bardzo lubię zupę grzybową. Muszę przyznać, że mam słabość do ciast. Uwielbiam sernik.

Chyba możesz sobie pozwolić na słodycze?

Tak, ale wszystko zależy od przemiany materii. Ja na szczęście nigdy nie byłam na żadnej diecie. Jem, co chcę i ile chcę. Oczywiście nie opycham się codziennie tortami, ale jem normalne rzeczy. Deser po obiedzie jednak zawsze musi być.

Gdzie najbardziej lubisz grać? USA, Azja, Australia?

Bardo lubię grać w Australii i Miami, ale te turnieje są do siebie bardzo podobne. Wszędzie są te same zawodniczki, te same korty. Turniej jak turniej, ale oczywiście są fajne miejsca, dlatego świetnie czuję się w Australii - super atmosfera i mili ludzie.

Skoro już mówimy o Australii, to wielkimi krokami zbliża się Australian Open. W ubiegłym roku po ciężkiej kontuzji dotarłaś do ćwierćfinału, gdzie przegrałaś dopiero z Kim Clijsters. W tym sezonie może być tylko lepiej...

Mam nadzieję, że uda mi się dojść daleko, choć jest to zawodowy tenis i nigdy nic nie wiadomo. Jak najbardziej powinnam być w drugim tygodniu turnieju. Będąc w czołówce każdy ma wysokie ambicje, ja również. Postaram się co najmniej powtórzyć ten wynik z ubiegłego roku, ale mam nadzieję, że będzie lepiej.

W przyszłym roku czekają nas igrzyska olimpijskie. Czy można jakoś porównać wygraną w Wielkim Szlemie do złotego medalu IO?

Nie, to są dwie zupełnie inne rzeczy. To nie jest porównywalne. Gdyby ktoś kazał mi wybrać, to nie umiałabym wskazać.

Rozważasz na IO grę w mikście? Panów mamy trzech, a ty jesteś jedna.

Właśnie… (śmiech). Już o tym myślałam, ale wiadomo, że wszystko zależy od rankingu. Jeżeli będę grała tylko singla, to miksta bardzo chętnie zagram. A z kim? Nie wiem - uprzedzam kolejne pytanie.

Czy są jakieś elementy w Twojej grze, na którymi pracujesz podczas tej przerwy? Wielu specjalistów podkreśla, że twoim najsłabszym punktem jest serwis.

Ja nie chcę komentować wypowiedzi naszych "ekspertów". Trzeba pracować nad wszystkim, jeżeli chce się grać w czołówce. Każdy ma gorsze i lepsze elementy w swojej grze, nikt nie jest maszyną, nikt nie jest idealny.

No tak, bo kiedy wygrywasz to wszyscy noszą cię na rękach, a kiedy przegrywasz…

To prawda, kiedy wgrywam to mam świetny serwis (śmiech). Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że takie mamy media w Polsce. Wszystko jest super, jeżeli są sukcesy. Kiedy przegrywam to na moim nazwisku wszyscy stawiają wielki czarny krzyżyk. Ale tak jest wszędzie. Często rozmawiamy o tym z innymi zawodniczkami. Takie są niestety realia i chyba nigdy się to nie zmieni.

Czy w takim profesjonalnym sporcie, gdzie do wygrania są wielkie pieniądze, możliwa jest przyjaźń? Czy między wami jest zawiść?

Oczywiście, że nie ma żadnej zawiści. Kiedy wychodzimy na kort to oczywiście jesteśmy przeciwniczkami, rywalkami i dajemy z siebie 100 procent. Nie ma znaczenia kto jest po drugiej stronie siatki. Poza kortem się przyjaźnimy, w końcu spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Czasem widzę inne zawodniczki częściej niż własną rodzinę. Jeżeli kogoś zna się już tyle lat, dzieli się wspólnie szatnie, restauracje, to jednak można mówić o przyjaźni. Rywalkami jesteśmy tylko na korcie.

A co robicie w przerwach, jeżeli np. pada deszcz i musicie czekać na swoje mecze? Gracie w karty, rozmawiacie, żartujecie?

Tak. Na swoje mecze czekamy w szatni, a tam oczywiście plotki, ploteczki. To chyba najpopularniejsza forma spędzania wolnego czasu w damskiej szatni, chociaż przypuszczam, że w męskiej nie jest lepiej (śmiech).

Skoro już jesteśmy przy plotkach. Czy masz czas na życie prywatne?

Nigdy nie wypowiadam się na temat swojego życia prywatnego. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie tak, że na pierwszych stronach gazet będą historie z mojego życia prywatnego, bo nie z tego chcę być znana. Ja się cieszę, jeżeli piszą i mówią o mnie, kiedy wygrywam.

Bardzo rzadko ukazują się z tobą wywiady. Nie ma sesji fotograficznych w kolorowych pismach. Chyba nie lubisz żyć na świeczniku?

Na co dzień nie mam parcia na programy i wywiady. Mam tego dość dużo za granicą. Jeżeli już mówimy o sesjach fotograficznych to w grudniu będzie ich trochę. Zachęcam do kupowania gazetek (śmiech).

Rozumiem, że lubisz się ładnie ubrać i pokazać w fajnej sukience?

Pewnie, że tak. Nie różnię się niczym od innych 22-letnich dziewczyn. W szafie mam szpilki i kiecki, więc jeżeli gdzieś wychodzę wieczorem, to zawsze dbam o fryzurę i makijaż.

Po tym udanym sezonie pozwoliłaś sobie na większe zakupy?

Może ja już nic nie będę mówić na ten temat (śmiech). Raz coś "palnęłam" i żył tym cały świat, więc może zostawmy ten temat.

W tym roku otrzymałaś wyjątkowe wyróżnienie, bo od kibiców. Tytuł "ulubionej tenisistki 2011 roku" jest chyba bardzo miły.

Byłam bardzo zaskoczona, bo nawet nie wiedziałam, że jest taka nagroda. Nie ukrywam, że bardzo się cieszę z tej nagrody. Kilka osób nawet przysłało mi gratulacje, choć na początku nie wiedziałam, o co chodzi (śmiech).

Jaki jest twój cel na przyszły sezon?

Nie myślę takimi kategoriami. Po prostu wchodzę na kort i chcę wygrać każdy mecz. Nie ma znaczenia czy jest to pierwsza runda, czy finał. Po prostu mam nadzieję, że uda mi się podskoczyć w rankingu i wskoczyć do pierwszej "8". Sezon rozpocznę w Sydney. Nie grałam tam w ubiegłym roku, bo miałam kontuzję stopy. Do Australii polecę na początku stycznia.