Reprezentacja Polski nie zagra w ćwierćfinale mistrzostw świata w piłce ręcznej. W 1/8 finału przegraliśmy z Węgrami 19:27. W naszym zespole na pochwały zasłużyli tylko skuteczny Bartosz Jurecki i nieźle spisujący się w bramce Sławomir Szmal. Węgrzy zagrali świetnie, szczególnie w defensywie.

Mecz rozpoczęliśmy pechowo. Świetnie zachował się Bartosz Jurecki, wywalczył rzut karny, ale niestety Michał Kubisztal nie trafił w bramkę. Pierwsze 4 minuty nie potrafiliśmy pokonać węgierskiego bramkarza. W końcu po faulu na Kubisztalu ponownie mieliśmy rzut karny, tym razem wykorzystany przez Roberta Orzechowskiego. Słabość w ataku nie przełożyła się na podobne kłopoty w obronie, bo po 5 minutach mieliśmy remis 1:1. Kolejna bramka padła dopiero w 7. minucie. Drugą bramkę dla rywali zdobył Laszlo Nagy. Później obie drużyny musiały grać w osłabieniu. Więcej miejsca na boisku przełożyło się na więcej bramek. W 11. minucie trafił Gergo Ivancsik - 4:3 dla Węgrów.

Wynik cały czas oscylował w okolicach remisu. Wreszcie w 15. minucie dzięki rzutowi Krzysztofa Lijewskiego zrobiło się 6:4, ale szybko roztrwoniliśmy przewagę. Zrobiło się nerwowo, bo drugą karę dwuminutowego wykluczenia dostał lider naszej obrony Michał Jurecki, żółtą kartę obejrzał z kolei trener Michael Biegler.

Do końca tej części gry obie drużyny walczyły bardzo ostro w obronie, do tego formę potwierdzili bramkarze Sławomir Szmal i Roland Mikler. Bramek padło niewiele - na przerwę szczypiorniści zeszli przy wyniku 10:9 dla Madziarów. Najwięcej bramek rzucił dla nich Gergo Ivancsik - 3.

Węgrzy wypunktowali Polaków w drugiej połowie

Choć wynik spotkania trudno uznać za zły, to martwiła chaotyczna gra biało-czerwonych. Polacy wyglądali na trochę zestresowanych, byli nieskuteczni. Receptą na drugą połowę mógł być tylko spokój.

Tego elementu jednak brakowało. Pierwszą bramkę po przerwie rzuciliśmy dopiero w 37. minucie podczas gry w przewadze. Wcześniej Orzechowski nie wykorzystał karnego, a rywale zdołali zdobyć dwie bramki. Ratował nas bardzo dobrze broniący Szmal (nie dał się pokonać nawet z karnego), jednak po 10 minutach drugiej połowy przewaga Węgrów urosła, było 15:11. Po kolejnej bramce dla Madziarów trener Biegler poprosił o czas. Efekty jednak nie przychodziły - dzięki bramkom kołowych  - Bartosza Jureckiego i Piotra Grabarczyka przegrywaliśmy 13:17, ale po chwili rywale zdobyli 18 gola i cały czas utrzymywali 5-bramkową przewagę. W 50. minucie prowadzili 22:16.

Próby zmniejszenia przewagi Madziarów nie powiodły się, a z Polaków zeszła cała energia. Węgrzy nas wypunktowali; systematycznie powiększali przewagę, a biało-czerwoni czekali już chyba na końcową syrenę.

W drugiej części gry zdobyliśmy zaledwie 10 bramek. Węgrzy 17.