Oscar Pistorius będzie największą gwiazdą Memoriału Kamili Skolimowskiej. Biegający na protezach zawodnik pojawi się we dzisiaj na stadionie klubu "Orzeł" w Warszawie. 24-latek wystartuje w biegu na 400 metrów. "To będzie mój ostatni start w tym sezonie. Postaram się pobiec jak najlepiej" - deklaruje.

Czy nazwisko Pistorius widniejące obok rekordu świata w biegu na 400 metrów to tylko marzenie?

Oscar Pistorius: Jestem realistą. W sporcie liczą się dwie rzeczy - talent i ciężka praca. Ja trenuję tak samo ciężko jak ci, którzy biegają 400 metrów w 43 sekundy z kawałkiem, ale chyba nie jestem aż tak utalentowany. Wiem, że rekordu nie pobiję, co nie znaczy, że mam nie próbować.

W tym sezonie wiele pan osiągnął. Czy odczuwa pan coraz większe zainteresowanie mediów, coraz większą presję?

Rzeczywiście, to dla mnie wspaniały sezon. Poprawiłem rekord życiowy, miałem kilka świetnych biegów. Na mistrzostwach świata pobiegłem w półfinale. Daegu było fantastycznym doświadczeniem, ale faktycznie pamiętam, że przy biegach eliminacyjnych byłem bardzo zdenerwowany. Niektórym zawodnikom presja pomaga, inni nie mogą sobie z nią poradzić. Ja jestem chyba pośrodku.

Teraz startuje pan w Memoriale Kamili Skolimowskiej, to pana pierwsza wizyta w Warszawie?

Tak, nigdy nie byłem w Polsce. Cieszę się, że mam okazję tu wystąpić. To będzie mój ostatni start w tym sezonie i będę chciał pobiec jak najlepiej. Poza tym Memoriał jest dla mnie czymś szczególnym. Chcę pokazać ludziom, że powinni skupiać się na jasnych stronach życia, że ograniczenia, które mamy nie powinny nas krępować. Pamiętam, kiedy dorastałem w Johannesburgu mama mówiła do mojego brata, żeby włożył buty, a do mnie, żebym założył nogi. I to wszystko, więcej już nie wspominała o mojej ułomności. Wszystko można pokonać.

Zanim został pan lekkoatletą uprawiał pan inne dyscypliny - tenis, piłkę wodną, rugby. Skąd ta zmiana?

Zacząłem biegać niejako z przymusu. Kiedy grałem w rugby doznałem kontuzji i żeby wrócić na boisko musiałem przejść rehabilitację. W ten sposób zacząłem biegać. To było ładnych parę lat temu. Ale do dziś tęsknię za rugby, bardzo lubię ten sport.

Oprócz Południowej Afryki bliskie są panu także Włochy?

Tak, moja rodzina pochodzi z Włoch. W XVI wieku przeniosła się do Szwajcarii, a w XIX trafiła do Afryki. Jesteśmy tu od pięciu pokoleń. Mam bardzo liczną rodzinę. Kiedy zbieramy się na niedzielnym obiedzie, musimy pożyczać krzesła. We Włoszech jestem przez kilka miesięcy w roku. To także świetne miejsce do życia.

Preferuje pan włoską kuchnię?

Kiedy jestem w Italii - tak. Ale kiedy wracam do domu, jem przede wszystkim wołowinę i ziemniaki. Ludzie w Afryce Południowej mawiają - jeśli chcesz jakieś warzywa, zjedz wieprzowinę. Więc skupiam się na stekach.

Wróćmy na bieżnię. Przed panem pracowity czas, w przyszłym roku igrzyska olimpijskie w Londynie. Jakie ma pan cele?

Myślę o starcie na olimpiadzie i na paraolimpiadzie, ale przede wszystkim chcę poprawiać własne wyniki. Nawet jeśli to będzie tylko ułamek sekundy, to będę szczęśliwy.

Wysłuchał Kuba Wasiak