Iga Świątek po dobrym występie na turnieju w amerykańskim Chaleston awansowała na 330. miejsce w rankingu WTA. Nasza młodziutka tenisistka przesunęła się aż o 82 pozycje. "Ranking w przypadku Igi nie jest jeszcze tak istotny. Najważniejsze jest to, by się rozwijała i umiała wyciągać wnioski, a turnieje w USA pokazały, że potrafi to robić" - ocenia w rozmowie z RMF FM była tenisistka Klaudia Jans-Ignacik, która do niedawna była też kapitanem naszej żeńskiej reprezentacji.

Iga Świątek po dobrym występie na turnieju w amerykańskim Chaleston awansowała na 330. miejsce w rankingu WTA. Nasza młodziutka tenisistka przesunęła się aż o 82 pozycje. "Ranking w przypadku Igi nie jest jeszcze tak istotny. Najważniejsze jest to, by się rozwijała i umiała wyciągać wnioski, a turnieje w USA pokazały, że potrafi to robić" - ocenia w rozmowie z RMF FM była tenisistka Klaudia Jans-Ignacik, która do niedawna była też kapitanem naszej żeńskiej reprezentacji.
Iga Świątek /Bartłomiej Zborowski /PAP

Patryk Serwański, RMF FM: Bez wątpienia turniej w Charleston to jak na razie największy sukces. Pokonała tam rywalkę z czołowej setki rankingu, doszła do półfinału. Cały wyjazd na turnieje do USA trzeba uznać za udany. Efekt to ogromny awans w rankingu WTA w tym tygodniu.

Klaudia Jans-Ignacik: Przejrzałam sobie cała drogę Igi w Stanach Zjednoczonych. Ona rozegrała tam 24 spotkania w przeciągu niecałego miesiąca. Te poprzednie turnieje doprowadziły ją do tego występu w Charleston, który okazał się dużym sukcesem. Z każdym tygodniem rosła jej pewność siebie. Wiedziała, że stać ją na wiele. Stąd tak dobry występ i zwycięstwa z o wiele bardziej doświadczonymi i wyżej notowanymi przeciwniczkami.

To przełożyło się na awans w rankingu. Właściwie spośród tych nastolatek to przed Polką zostały tylko Marta Kostiuk, o której już dużo się mówi i Amanda Anisimova. Świątek powoli dołącza do dziewczyn, z którymi wcześniej walczyła w turniejach juniorskich.

I bardzo dobrze. Nie ma co się spieszyć. Iga niebawem kończy 17 lat, ciągle jest bardzo młodą zawodniczką. Przystopowała ją kontuzja, przez którą straciła siedem miesięcy. Może właśnie także dzięki temu wróciła mocniejsza i teraz mimo, że spośród tych młodych tenisistek jest trzecia, to może je przegonić. To kwestia kilku turniejów. Niech ona się spokojnie i harmonijnie rozwija. Ma przed sobą wiele, wiele lat grania.

Czy patrząc z perspektywy czasu można było się obawiać o powrót Igi Świątek do tenisa? Młoda zawodniczka, skręcony staw skokowy. Trzeba mieć w sobie dużo zaparcia, by wrócić, skoro wokół tyle pokus. Na pewno ważna była też rola całego sztabu w tym długim procesie.

Na tyle na ile znam Igę to jestem pewna, że nie wątpiła w powrót. Sztab, który z nią pracuje jest na tyle pozytywnie nastawiony i dobrze zmotywowany, że nastrajał Igę do tego, żeby wierzyła w to, że wróci silniejsza. Dobrze, że nikt się z tym nie spieszył. Można było jechać już do Australii i tam zagrać w Australian Open. Dobrze, że do tego nie doszło. Lepiej poczekać dłużej, niż przyspieszyć taki proces i potem żałować.

Na ile powinniśmy już teraz analizować pozycję Igi w rankingu? Przejmować się jej awansami czy spadkami? Chyba na razie w jej przypadku rankingu nie trzeba jeszcze brać bardzo serio.

Przede wszystkim trzeba skupiać się na rozwoju zawodniczki. To, czy ona teraz awansuje o 80 miejsc, a potem spadnie o 20, nie ma znaczenia. Iga już pokazała, że potrafi ogrywać dużo wyżej notowane rywalki. Ten ranking na tym etapie nie jest jeszcze taki ważny. Ważniejsze jest wyciąganie wniosków. W Stanach Iga przegrała z przeciwniczką z Kolumbii, ale wyciągnęła wnioski i w kolejnych zawodach ją pokonała. To jest najważniejsze.

Na ile takie pierwsze sukcesy mogą pomóc Idze w tym, by dostać "dziką kartę" na jakiś poważny turniej? To na pewno dałoby jej doświadczenie, bo przecież poznawanie tego tenisowego świata to też ważna nauka.

Na pewno tenisistki objęte takim szeroko pojętym managementem mają łatwiej. Marta Kostiuk dostała na przykład "dziką kartę" na turniej w Madrycie, a to jeden z największych turniejów w roku spoza grona tych wielkoszlemowych. Ona ma już taki PR, że nie musi się tym martwić. Ale też nie można się na tym skupiać i liczyć na takie pojedyncze szanse. Najważniejsze jest to, co samemu się wywalczy i najbardziej zasłużone. A przy okazji może się zdarzyć tak, że ktoś tę "dziką kartę" przyzna.

(ł)