Troje pasażerów lecących do Wielkiej Brytanii utknęło w palarni na Lotnisku Chopina w Warszawie z powodu awarii automatycznych drzwi. Pomimo prób wezwania pomocy, interwencja obsługi nastąpiła zbyt późno, a samolot odleciał bez nich. Lotnisko przyznało się do zbyt wolnej reakcji i zwróciło podróżnym koszty biletów.
- Po więcej aktualnych informacji zapraszamy do RMF24.pl
Do niecodziennego incydentu doszło na początku października - informuje Fakt.pl. Troje pasażerów, którzy przybyli na lotnisko z wyprzedzeniem, skorzystało z palarni znajdującej się niedaleko bramki odlotów.
Po kilku minutach drzwi przestały reagować na przycisk, a podróżni nie mogli się wydostać. Przez szybę i w kłębach gęstego dymu obserwowali, jak rozpoczyna się boarding, a kolejni pasażerowie wchodzą na pokład samolotu.
Uwięzieni próbowali wezwać pomoc, naciskając przycisk alarmowy i próbując siłowo otworzyć drzwi. Ich wołania pozostały jednak bez odpowiedzi. Ani inni pasażerowie, ani pracownicy lotniska nie zareagowali.
Dopiero pod koniec boardingu pojawił się członek obsługi, który zwrócił uwagę na niecodzienną sytuację, ale jednak nie udzielił pomocy. "Zapytał, czy lecą do Londynu, po czym odszedł" - relacjonuje Fakt.pl. Ostatecznie po około pół godzinie drzwi siłowo otworzył pracownik ochrony. Wtedy okazało się, że samolot do Londynu już odleciał.
Polskie Porty Lotnicze potwierdziły incydent, jednak nie uznały swojej winy, wskazując na niewłaściwe użycie siły przez pasażerów podczas próby otwarcia drzwi.
Jednocześnie przyznano, że reakcja służb była zbyt wolna. W odpowiedzi na sytuację lotnisko wdrożyło zmiany: umieszczono instrukcję awaryjnego otwierania drzwi oraz dodatkowe oznaczenia w języku polskim i angielskim.
Pasażerom zwrócono koszty biletów, przejazdu koleją i wizy do Wielkiej Brytanii - łącznie 624 zł. Na wyższe zadośćuczynienie lotnisko się nie zgodziło. Niefortunni pasażerowie sprawę odpuścili.


