1 września 1992 r. dziennikarz "Gazety Poznańskiej" Jarosław Ziętara wyszedł z domu przy ul. Kolejowej w Poznaniu. Według prokuratury został zamordowany, jego ciała nigdy nie odnaleziono. Po 30 latach od tamtych wydarzeń wciąż nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania.

W czwartek dziennikarze i mieszkańcy Poznania uczcili pamięć Ziętary przed domem, w którym mieszkał.

Kamienica przy ul. Kolejowej 49

W 2016 r. na kamienicy przy ul. Kolejowej 49 w Poznaniu, gdzie mieszkał Ziętara i gdzie widziano go po raz ostatni, odsłonięto tablicę z wizerunkiem reportera i napisem: "W tym domu mieszkał Jarosław Ziętara. Porwany 1 września 1992 r. Zginął dlatego, że był dziennikarzem". Z inicjatywą upamiętnienia w ten sposób poznańskiego dziennikarza wyszedł Komitet Społeczny im. Jarosława Ziętary.

Dziś, przed tablicą upamiętniającą Ziętarę, kilku mieszkańców Poznania oraz byli i obecni poznańscy dziennikarze złożyli kwiaty i zapalili znicze. On poniósł śmierć w imię wolności słowa. W imię tego, że chciał ujawnić nieprawidłowości - mówił Krzysztof M. Kaźmierczak z Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary.

Pytany o jego ocenę braku śledztwa, które mogłoby wyjaśnić kilka wątków związanych ze śmiercią Ziętary, Kaźmierczak powiedział, iż wierzy zapewnieniom przedstawicieli krakowskiej prokuratury, "że mimo tego, że ta sprawa jest umorzona, to czynności są prowadzone".

Jeśli oni faktycznie działają, to ufam, że dziesięć lat jeszcze będzie wykorzystane na to, żeby może jeszcze kogoś pociągnąć do odpowiedzialności - powiedział.

Wojciech Dera ze stowarzyszenia "Wirtualny Łazarz" powiedział, że od kilkunastu lat stara się utrwalać pamięć o sprawie Jarosława Ziętary. Co roku tą symboliczną świeczkę zapalamy, ku pamięci - zaznaczył.

Wbrew pozorom, po tylu latach, nadal ta postać jest w świadomości mieszkańców nieznana albo zapomniana. Nie kojarzą historii i pojedynczy mieszkańcy są zdziwieni, zapomnieli, albo nawet nie wiedzą, że coś takiego się tu wydarzyło - ocenił.

Przyznał, że nie poznał Jarosława Ziętary, ale upamiętnia go z "wewnętrznej potrzeby". Trochę przykro, że państwo, jako takie, nie jest w stanie tej sprawy wyjaśnić do końca - podkreślił.

Kim był Jarosław Ziętara?

Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. Był absolwentem poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i "Gazetą Poznańską". Ziętara zajmował się m.in. tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. Z tego powodu - jak wynika z ustaleń prokuratury - miał zostać uprowadzony i zabity.

1 września 1992 roku Jarosław Ziętara, młody dziennikarz "Gazety Poznańskiej" wyszedł ze swojego mieszkania przy ul. Kolejowej 49 w Poznaniu. Mimo że do siedziby redakcji miał do przejścia zaledwie kilka ulic - do redakcji nigdy nie dotarł.

Ostatnią osobą, która miała widzieć dziennikarza przed jego zaginięciem, była jego dziewczyna, Beata. Kobieta kilka lat temu zeznawała w procesie Aleksandra Gawronika (zgodził się na publikację nazwiska - przyp. red.), oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Ziętary. W sądzie opowiadała, jak wyglądał dzień, kiedy zaginął dziennikarz.

1 września jak zwykle wstaliśmy rano, Jarek chodził na 9. do pracy. Wstałam, zrobiłam śniadanie, zjedliśmy je razem i Jarek wyszedł. Podeszłam do okna, patrząc, jak idzie ul. Kolejową. Nie miałam takiego zwyczaju, ale tego dnia patrzyłam, jak idzie ulicą - relacjonowała sądowi.

"Zdziwiło mnie to, że Jarka nie ma w domu"

Do domu wróciła późnym popołudniem. Jak mówiła, z powodu bólu głowy od razu położyła się spać. Rano spostrzegła, że Jarka nie było.

Zdziwiło mnie to, że Jarka nie ma w domu. To był czas, kiedy nie było komórek, więc pomyślałam, że podejdę na dworzec zachodni i zadzwonię do redakcji, zapytam, czy Jarek zjawił się w pracy. Kiedy połączyłam się z redakcją, dowiedziałam się, że nie było go wczoraj, i nie ma dzisiaj - podkreśliła.

Po powrocie do domu Beata zauważyła, że w domu znajdują się notatniki i kalendarz Ziętary, z którymi - jak podkreśliła - dziennikarz nigdy się nie rozstawał. Szukałam czegokolwiek, jakiegoś śladu. Kiedy znalazłam wszystkie dokumenty Jarka i notatniki, zaczęłam się na tym zastanawiać. To nie było normalne - dodała.

"To, że Jarek nie przyszedł wtedy do pracy nie było dla nas - tamtego dnia - niczym niezwykłym"

Przez lata o wyjaśnienie zniknięcia Ziętary zabiegali jego przyjaciele, koledzy z redakcji i innych poznańskich mediów. Jedną z najbardziej zaangażowanych te działania osób był ówczesny kolega Ziętary z "Gazety Poznańskiej" Krzysztof M. Kaźmierczak.

Kaźmierczak pytany przez PAP, jak zapamiętał ostatnie spotkanie z Ziętarą, powiedział, że doszło do niego dzień przed zniknięciem reportera. To było 31 sierpnia 1992 roku. Spotkałem go, gdy wychodziłem z redakcji. On wtedy jeszcze wracał, żeby pisać artykuł; robił relację z rocznicy porozumień sierpniowych. To było krótkie, moje ostatnie spotkanie z Jarkiem - powiedział.

To, że Jarek nie przyszedł wtedy, 1 września do pracy nie było dla nas - tamtego dnia - niczym niezwykłym. Wtedy panowały trochę - można powiedzieć - inne standardy pracy dziennikarskiej; niektórzy nie przychodzili do redakcji, bo pracowali w terenie albo w domu, zbierali materiały. Ale 1 września miałem z Jarkiem wyjechać na reporterski wyjazd samochodem służbowym. Wtedy kierowca zapewne odebrałby najpierw mnie, później Jarka, bo tak było bardziej "po drodze". Tym razem jednak, kilka dni wcześniej, ten wyjazd nam niespodziewanie odwołano, powiadomiono nas, że nie będzie wolnego służbowego samochodu - wspominał Kaźmierczak.

Dodał, że dopiero 2 września do redakcji "Gazety Poznańskiej" przyszła zdenerwowana dziewczyna dziennikarza. Powiedziała, że Jarek nie wrócił na noc do domu. Pytała nas, czy coś wiemy, czy coś się stało - mówił.

Kaźmierczak przypomniał, że początkowo policja prowadziła poszukiwania Ziętary, jako osoby zaginionej.

To, co robiły wtedy poznańskie organy ścigania niewątpliwie wskazuje na to, że ktoś z drugiego siedzenia, w jakiś sposób, może nie, że sterował całą sprawą, ale wpływał na nią tak, że taktowano ją w sposób lekceważący. Obecnie, gdy cokolwiek stanie się jakiemuś dziennikarzowi, sprawa traktowana jest bardzo poważnie - podkreślił.

Śledztwo dwukrotnie umarzano

Jeszcze w latach 90. prowadząca śledztwo w tej sprawie poznańska prokuratura uznała, że Ziętara został uprowadzony i zamordowany; śledztwo dwukrotnie umarzano. W 2011 r. członkowie Społecznego Komitetu "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary" i redaktorzy naczelni największych polskich gazet zaapelowali do władz i prokuratury o ujawnienie wszystkich okoliczności zaginięcia Ziętary i ponowne śledztwo w tej sprawie. Spowodowało to analizę śledztwa w Prokuraturze Generalnej i przekazanie go do Krakowa.

W styczniu 2016 roku przed poznańskim sądem okręgowym rozpoczął się proces byłego senatora Aleksandra Gawronika (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska - przyp. red.), którego prokuratura oskarżyła o podżeganie do zabójstwa Ziętary. W akcie oskarżenia Gawronikowi zarzucono, iż "chcąc, aby inne osoby dokonały porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa Jarosława Ziętary, w związku z jego zawodowym zainteresowaniem i planowanymi publikacjami dotyczącymi tzw. szarej strefy gospodarczej, nakłaniał do tego ustalonych pracowników ochrony firmy Elektromis, w szczególności w ten sposób, że podczas prowadzonej z nimi rozmowy, dotyczącej wpływu na postawę Jarosława Ziętary, stwierdził: on ma być skutecznie zlikwidowany". Były senator nie przyznawał się do winy.

24 lutego tego roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa Ziętary. Sędzia Joanna Rucińska podkreśliła w uzasadnieniu wyroku, że "prokurator nie wykazał, aby oskarżony był sprawcą zarzucanego mu czynu, czego skutkiem musiało być wydanie wyroku uniewinniającego Aleksandra Gawronika". Wyrok nie jest prawomocny; prokuratura złożyła już apelację od tego orzeczenia.

Ciała nie odnaleziono do dziś

W styczniu 2019 roku ruszył natomiast proces byłych ochroniarzy Elektromisu - Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala - oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Według śledczych oskarżeni, udając policjantów, mieli zwabić Ziętarę do samochodu przypominającego radiowóz, a potem przekazać dziennikarza osobom, które go zamordowały. Kolejna rozprawa w tym procesie ma się odbyć w połowie września.

Redakcyjni koledzy Ziętary, którzy zeznawali jako świadkowie w tych procesach, wspominali Ziętarę jako bardzo zdolnego, ambitnego dziennikarza. Wśród nich był m.in. Piotr Talaga, który z Jarosławem Ziętarą znał się jeszcze z czasów studiów.

Talaga podkreślił, składając zeznania, że "dziennikarz jest groźny dla potencjalnego sprawcy zabójstwa tą wiedzą, której jeszcze nie opublikował". Tylko taki sens widzę w tym, żeby zamknąć mu usta - podkreślił.

W 1999 roku Jarosław Ziętara został uznany za zmarłego. Dzięki temu, na bydgoskim cmentarzu jego rodzina mogła umieścić symboliczną tablicę. Ciała dziennikarza do dnia dzisiejszego nie odnaleziono.