Na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich pokrywa lodowa ma prawie 20 centymetrów. Mimo to ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego odradzają wchodzenie na taflę. Osoby, które nie znają danych akwenów mogą nie wiedzieć o różnych ciekach wodnych, które osłabiają lód.

Ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oprócz ćwiczeń na lodzie prowadzą również pomiary grubości tafli na jeziorach. Obecnie na jeziorze Mikołajskim w Mikołajkach lód ma około 20 centymetrów grubości. Przyjmuje się, że do utrzymania człowieka wystarczy siedem centymetrów, jednak ratownicy przestrzegają przed ryzykowaniem. 

Na jeziorach widzimy wędkarzy, którzy nawet rowerami wjeżdżają w głąb jezior, aby tam robić przeręble. Zdarzały się też osoby, które jeździły quadami. Są też bojerowcy, którzy wykorzystują zimowe warunki. Pamiętajmy jednak, że grubość pokrywy lodowej potrafi się dynamicznie zmieniać zarówno w czasie, jak i w zależności od miejsca na danym akwenie, a wpływ na nią ma bardzo wiele czynników - mówi szef Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jarosław Sroka.

Jeśli już decydujemy się wejść na lód, warto jest mieć kogoś, kto będzie z brzegu obserwował i w razie niebezpieczeństwa zawiadomi odpowiednie służby. Miejmy na sobie plecak (z zapiętymi pasami biodrowym i piersiowym), w którym znajdzie się cały zestaw ubrań, zapakowany w szczelny worek. W razie załamania lodu zapewni to dodatkową wyporność, a po wydostaniu się będzie możliwość przebrania w suche rzeczy - mówi Sroka.

Warto zaopatrzyć się w kolce lodowe, które ułatwiają wydostanie się i przesuwanie po śliskiej tafli. Koniecznie muszą być w łatwo dostępnym miejscu np. szyja, żeby móc sięgnąć po nie, niezwłocznie po wpadnięciu. Gwizdek również może okazać się przydatnym elementem wyposażania i służy do zwracania uwagi otoczenia, gdy załamie się pod nami lód.