Spalony w piątek w Radłowie koło Tarnowa ambulans miał służyć pacjentom szpitala dziecięcego w Charkowie. Konwój bez tego pojazdu i innych uszkodzonych przez podpalacza samochodów dotarł już do celu, a Fundacja Moc Przyszłości planuje kolejne działania.

Postanowiliśmy pokazać, że ten człowiek spalił doszczętnie jedną karetkę, a my zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby na Ukrainę pojechało ich dużo więcej - powiedziała RMF FM prezes Fundacji Diana Dembicka-Mączka.

W konwoju wysłano na Ukrainę przekazane przez polskie placówki medyczne: środki opatrunkowe, urządzenia medyczne,  sprzęt do transfuzji i inne rzeczy niezbędne w szpitalach przyfrontowych na Ukrainie m.in. w obwodzie sumskim i charkowskim.

W Radłowie konwój złożony z sześciu karetek i czterech innych samochodów miał postój przed wyruszeniem w dalsza trasę. Tam w piątek około godz. 22 doszło do podpalenia.

Nie mogłam w to uwierzyć - mówi Diana Dembska-Mączka. Jadąc na miejsce zdarzenia, cały czas myślałam, że może chodzi o jakieś inne karetki, nie o te należące do Fundacji i które mają jechać z konwojem. Ciężko jest mi zrozumieć, że ktoś mógł się dopuścić takiego czynu i ktokolwiek mógł pomyśleć: zniszczę karetkę, która miała ratować ludzie istnienia w kraju ogarniętym bestialską wojną. Miałem w sobie chyba wszystkie emocje naraz: i złość, i smutek.

Jedna karetka spłonęła doszczętnie, druga jest poważnie uszkodzona, dwa inne samochody zostały uszkodzone.

Fundacja ogłosiła zbiórkę środków na zakup nowego pojazdu. Z apelem o przekazanie karetki, która mogłaby zostać wymieniona za zniszczony wóz, wystąpił również wojewoda małopolski Łukasz Kmita. Na prośbę odpowiedział Podhalański Szpital Specjalistyczny w Nowym Targu, który przekazał w pełni sprawną karetkę transportową.

Nie poddajemy się i nigdy się nie poddamy, dlatego pomimo tej tragedii część konwoju wyjechała na Ukrainę. Samochody dotarły już do celu, szczęśliwie już bez żadnych przygód, a to, co się potem działo: ludzka dobroć obróciło zło w dobro - podkreśla prezes Fundacja Moc Przyszłości.     

34-letni mieszkaniec Radłowa, podejrzewany o podpalenia został zatrzymany, gdy przyglądał się akcji gaśniczej. Był już wcześniej karany za takie czyny. Nie został jednak aresztowany, a objęty policyjnym dozorem - wynika to z tego, że śledczy mimo nagrań z monitoringu opierają się na poszlakach. Cały czas zbierają jednak dowody.

Po zdarzeniu uruchomiona została zbiórka środków. Będzie kontynuowana.

Jeżeli uda się nam zebrać powyżej 100 tysięcy złotych, to za całą kwotę będziemy chcieli kupić karetki. Wiemy już, że na pewno dwie, a może uda się cztery a nawet pięć - zapowiada Diana Dembicka-Mączka.