"Kiedy zawodnicy z Sanoka widzą, że mecz im się wymyka, wolą porachować przeciwnikowi kości (…). My chcemy grać w hokeja i wygrywać" - tak napastnik GKS-u Tychy Adam Bagiński komentuje w rozmowie z RMF FM wydarzenia z czwartego meczu półfinału play off Polskiej Hokej Ligi. O wycofaniu sanockiego bramkarza w proteście przeciw pracy sędziów mówi: "Taka trochę dziecinada: obsypię was piaskiem i wychodzę z piaskownicy". Co ma do powiedzenia nt. zachowania tyskich kibiców i informacji o zdemolowanej szatni w Sanoku? Przeczytajcie!

Edyta Bieńczak: Sporo emocji mamy w tym sanocko-tyskim półfinale. W dużej mierze, niestety, pozasportowych.

Adam Bagiński: To jakiś rodzaj frustracji, nie do końca mogę to zrozumieć. Kilka razy grając w Sanoku byliśmy w podobnej sytuacji - przegrywaliśmy tam dosyć wysoko, wyraźnie i też nie byliśmy do końca zadowoleni z pracy sędziów, ale nigdy nie skończyło się to takim zachowaniem, jak to miało miejsce w tym ostatnim meczu między nami. Zdarzają się różne sytuacje, pewne decyzje czasami frustrują, takie jest życie. Ale inne organy powinny się tym zajmować - my jesteśmy od grania.

Na temat sędziowania ostatniego meczu każdy ma swoje odczucia, swoje zdanie. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko, że nie widziałem specjalnie takiego podejścia sędziów, żeby zrobić Sanokowi krzywdę - oni sami zrobili sobie krzywdę.

W meczu numer dwa w Sanoku nikt nic nie mówił, kiedy sędziowie też się trochę pogubili - na naszą niekorzyść. A był tam mecz bardzo ciasny, wynik 3:2, byliśmy w tym meczu na pewno zdecydowanie lepsi i mogliśmy go wygrać.

Skoro przy tym spotkaniu jesteśmy: klub z Sanoka podał w oficjalnym oświadczeniu - o czym wcześniej mówiło się zresztą nieoficjalnie - że po tym meczu zdemolowaliście drzwi w szatni, że doszło do przepychanek z ochroną.

Proszę wyjaśnić to sobie z działaczami. Ja nie będę się wypowiadał na ten temat. Atmosfera jest taka, jaka jest, bardzo napięta. Ja nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie.

To oświadczenie dotyczy was, zawodników, wy mieliście w tej sytuacji zawinić. Dlatego pytam o komentarz, o to, co się tam wydarzyło.

Zostawiam to bez komentarza. Treść oświadczenia nie jest mi znana, więc nie będę się do tego teraz odnosił.

"Sędziowie powinni wzbudzać szacunek wśród zawodników. Różnie z tym bywa"

Wróćmy w takim razie do meczu numer 4, bo on wzbudził tutaj zdecydowanie najwięcej emocji. Trener sanoczan Miroslav Fryčer z jednej strony chwalił was na konferencji prasowej za dobry występ w tym spotkaniu, a z drugiej strony padły bardzo mocne słowa pod adresem sędziów: "bydlęta, pajace, idioci".

To są słowa trenera, nie wypada mi tego komentować. Trener Fryčer uznał, że sytuacja wywarła na niego tak silny wpływ, że chce to powiedzieć - i powiedział.

Ze swojej strony mogę tylko stwierdzić, że gram nie pierwszy sezon w tej lidze i w tym sezonie kolejny raz potwierdziło się, że sędziowie w Polsce nie mają jednolitej linii sędziowania, a powinni ją mieć. Jeden arbiter nie zwraca uwagi na - powiedzmy - twardszą grę i faule "na pograniczu", a inny za kompletny drobiazg daje karę. Nie tędy droga. Uważam, że gdyby arbitrzy sędziowali mniej więcej jednolicie, nie byłoby tu problemów. Sędziowie powinni wzbudzać szacunek wśród zawodników. Różnie z tym bywa.

My, Polacy, nie jesteśmy jakimiś superorłami w hokeju, ale czasami wygląda to tak, jakby sędziowie byli jeszcze gdzieś niżej. Jeżeli już za nami nie nadążają - to jest ciężka sytuacja.

"Trzeba czasem zadać sobie pytanie, czy warto reagować na zaczepki"

W proteście właśnie przeciwko pracy sędziów - jak tłumaczył - trener Fryčer zdjął bramkarza na 10 minut przed końcem meczu. Trener Krzysztof Majkowski powiedział później na konferencji prasowej, że było to nie fair w stosunku do waszej drużyny. Pan się z tym zgadza?

To jest takie zachowanie... "obsypię was piaskiem i wychodzę z piaskownicy, bo nie daliście mi zabawek". Taka trochę dziecinada. Ktoś robi sobie żarty z kibiców, z przeciwnika. Jak mówiłem, my też niejednokrotnie przyjmowaliśmy porażki dosyć wysokie i też moglibyśmy swoją frustrację przedstawiać w podobny sposób, ale nigdy tego nie robiliśmy, bo szanujemy to, że kibic przyszedł oglądać walkę do końca. W tym przypadku było jeszcze dużo czasu do końca meczu, a hokej to taka gra, w której dużo rzeczy może się bardzo szybko zmienić.

Uważam, że to było trochę nie fair. Nie mówię już, że w stosunku do nas, bo nas to mało obchodzi - niech robią, co chcą, niech grają choćby cały mecz bez bramkarza. Ale na trybunach byli kibice, mecz szedł w telewizji.

Potrafimy zrobić fajne widowisko, grać mecze, które się naprawdę dobrze ogląda - jak choćby w Pucharze Polski czy niektóre spotkania play offów.

Sanoczanie przyjęli trochę inną taktykę - jeżeli widzą, że mecz im się wymyka, to wolą porachować przeciwnikowi kości, żeby na następne spotkanie wyszło nas trochę mniej. Nie uważam, żeby to było fair.

Wielu kibiców może nie zdawać sobie sprawy z tego, że czasem drużynie przeciwnej chodzi o to, by sprowokować niektórych zawodników i na następny mecz ich wykluczyć, bo np. dostaną za bójkę dwa mecze zawieszenia. Trzeba się tutaj pilnować. Gdyby te bójki były takie, że wychodzimy na lód, bijemy się, dostajemy 4 minuty i wracamy do gry - to sprawa jest jasna, można sobie coś wtedy wyjaśniać na lodzie. Ale tutaj trzeba naprawdę kalkulować, bo jeśli podejmiesz rękawicę - a masz w świadomości, że osłabisz zespół na następne dwa mecze - to wychodzi, że jesteś indywidualistą, nie pracujesz dla zespołu.

Do tego dochodzą też kary finansowe. Dlaczego mam płacić 200 złotych za każdy mecz, w którym nie zagram, bo dostałem karę? Bo muszę coś komuś udowadniać? Nie muszę.

Trzeba sobie czasem zadać pytanie, czy warto się gdzieś tam z kimś szarpać i reagować na jego zaczepki. My chcemy grać w hokeja, chcemy wygrać i na tym nam najbardziej zależy. Taktyka sanoczan jest taka, jaka jest.

"Kibice w Sanoku zawsze mnie wyzywają, no i co mam zrobić? Takie jest ich prawo"

No to teraz kamyczek do tyskiego ogródka. PZHL wziął pod lupę nie tylko wypowiedzi trenera Fryčera pod adresem sędziów, ale również zachowanie waszych kibiców w meczu numer trzy - rzucanie w kierunku sanockich zawodników i do ich boksu różnych przedmiotów, m.in. butelek. Jak by się pan do tego odniósł?

Nie widziałem tego. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, takie sytuacje nie powinny się zdarzać. Ale to też nie jest tak, że ktoś po prostu podszedł do kogoś i czymś w niego rzucił. Zachowania niektórych zawodników z Sanoka prowokują jakby pewne działania. My jesteśmy profesjonalistami, powinniśmy trzymać nerwy na wodzy. Jeżeli kibice kogoś nie lubią i obrzucają go wyzwiskami... np. mnie w Sanoku też zawsze wyzywają, no i co mam zrobić? Takie jest ich prawo, trudno.

Tylko że jest różnica między wyzywaniem a rzucaniem butelką czy kubkiem z piwem. A w przypadku tyskich kibiców to nie jest pierwszy taki incydent.

Ja tego oczywiście nie usprawiedliwiam, to nie jest fair. Ale jeśli pojawia się jakieś działanie, to była też jakaś przyczyna.

Jeżeli (w meczu numer trzy) tak było, to na pewno tak nie powinno się zdarzyć. Ja nie widziałem, żeby ktoś czymś w kogoś rzucał. Zszedłem do szatni - nie czekałem, aż sanoczanie zejdą do szatni, żeby sobie na to popatrzeć. Tak że przykro mi, nie bardzo mogę się do tego odnieść.

Na koniec może jeszcze parę słów o sporcie. Wyobrażam sobie, że na mecz numer pięć czekacie w dobrych nastrojach. Jesteście świeżo po dwóch zwycięstwach, więc to wy macie psychologiczną przewagę.

Cieszymy się z tego, że udało nam się wyrównać stan rywalizacji. Po meczach w Sanoku byliśmy przekonani, że wrócimy do Tychów i to wyrównamy, nie było innej opcji. Czuliśmy się bardzo dobrze w meczu numer dwa, który powinniśmy wygrać i na pewno został nam po nim lekki niedosyt. Można powiedzieć, że przegraliśmy ten mecz trochę na własne życzenie. Ale byliśmy pewni, że damy radę wyrównać. W Tychach bardzo pomogli nam kibice - to było niesamowite, pełna hala to fantastyczna sprawa.

Zdajemy sobie sprawę z wagi tego najbliższego meczu, ale też nie jest tak, że ktoś ma teraz nóż na gardle. Super byłoby zwyciężyć i takie mamy nastawienie. Jeśli zagramy cierpliwie i nie będziemy reagowali na jakieś pozasportowe rzeczy, skupimy się zadaniowo na tym, że wchodzimy tam na dwie godziny, i musimy wykonać zadanie i wracamy - to jestem przekonany, że stać nas na to, żeby odnieść sukces.