"Po drugiej tercji trenerzy powiedzieli nam, żebyśmy zagrali z sercem, żebyśmy w pełni wykorzystali te ostatnie 20 minut i pokazali kibicom, których tak wielu przyszło na mecz, że potrafimy grać na 150 procent swoich możliwości. I chyba każdy wziął to sobie do serca" - mówi RMF FM Aron Chmielewski o wygranym 4:2 spotkaniu z Białorusią, najmocniejszym zespołem rozgrywanego w Gdańsku turnieju Euro Ice Hockey Challenge. "Nie ukrywam, że moim celem było zagrać w tym turnieju jak najlepiej, pokazać trenerom, że jestem zawodnikiem, którego potrzebują. Myślę, że w jakiś sposób mi się to udało" - podsumowuje natomiast swój występ.

Edyta Bieńczak: Niespodzianka, o której mówiłeś, kiedy rozmawialiśmy przed turniejem, udała się fantastycznie, ale długo się na to nie zanosiło, bo po dwóch tercjach przegrywaliście z Białorusią 0:2. Co takiego wydarzyło się w przerwie, w szatni, że trzecią tercję wygraliście 4:0, a cały mecz 4:2?

Aron Chmielewski: Przede wszystkim trzeba tutaj pochwalić trenerów za to, jak zmobilizowali zespół na tą trzecią tercję, jak z nami rozmawiali. Powiedzieli, żebyśmy przede wszystkim zagrali z zaangażowaniem, z sercem, żebyśmy w pełni wykorzystali te ostatnie 20 minut, że na mecz przyszło wielu kibiców. "Pokażcie dla nich, dla siebie, dla nas, że potraficie grać na 150 procent swoich możliwości". I chyba każdy wziął to sobie do serca.

No właśnie, kibiców mieliście fantastycznych, stawili się licznie, przyjechali też kibice z innych miast, z Oświęcimia, Sanoka, Torunia. A dla ciebie miało chyba znaczenie, że znów grasz w Gdańsku.

Bardzo się cieszę z tego, że mogłem grać przed własną publicznością, że ten turniej był zorganizowany właśnie w Gdańsku, choć nie ma tam teraz hokeja seniorskiego, nad czym ubolewam. Fajnie było wrócić po latach na własne lodowisko i grać przed własną publicznością, która wspaniale nas dopingowała, bardzo serdecznie nas przyjęła - zarówno mnie i wszystkich chłopaków z Gdańska, jak i całą reprezentację. Wielkie podziękowania dla nich, bo naprawdę dali nam kawałek serca. To, że wygraliśmy ten turniej, jest wielką ich zasługą.

Graliście i wygraliście z dwoma zespołami ze światowej Elity - z Włochami i Białorusią, a takie spotkania nie zdarzają się naszej kadrze często.

Wiedzieliśmy, że czeka nas pojedynek z mocnymi drużynami, że mają dobrych zawodników, że zagrają świetnie taktycznie - i to się potwierdziło, ale dzięki woli walki daliśmy radę temu sprostać. Może nie w tak ładnym stylu - nie powiem, że graliśmy ładniejszy od nich hokej, bo bez dwóch zdań tak nie było - ale zaangażowanie i wola walki każdego z zawodników przyniosły sukces. Każdy dołożył do tych zwycięstw swoją cegiełkę i za to każdemu z osobna trzeba podziękować.

Który mecz turnieju oceniłbyś jako najlepszy w waszym wykonaniu, a który jako najsłabszy?

To jest ciężkie pytanie, bo zagraliśmy trzy równe mecze. Uważam, że mecz z Węgrami, choć przegrany, był dobrym meczem w naszym wykonaniu, zagraliśmy kawałek dobrego hokeja. A taki jest sport, nie da się zawsze wygrywać, czasem się przegrywa. Oni wykorzystali większą liczbę naszych błędów i ten mecz przegraliśmy. Natomiast najlepszy mecz - uważam, że jednak z Białorusią. Był to rywal najbardziej wymagający, zdecydowanie zdominowaliśmy trzecią tercję, wygraliśmy ją 4:0.

Zastanawiałam się nad mankamentami waszej gry w tym turnieju i myślę, że szkoda tych niewykorzystanych przewag, bo nie strzeliliście w przewadze żadnej bramki, a nawet straciliście jedną - w meczu z Białorusią.

No tak, to jest mankament, ale też nie mamy wiele czasu, żeby grać ze sobą, występujemy w różnych klubach, więc co mogą pomóc dwa treningi przed takim turniejem - bo tak było tak naprawdę, mieliśmy dwa treningi, a później graliśmy już turniej. Tak że dwa treningi to niezbyt wiele, że wszystkie te taktyczne elementy przetrenować i rozgrywać je świetnie. Chcielibyśmy spotykać się jako reprezentacja częściej, żeby grać jeszcze lepiej, no ale to już rola nie zawodników, a związku, żeby to wszystko tak poukładać, żeby kadra mogła częściej się spotykać. Ostatnio mieliśmy mieć zgrupowanie w grudniu - tego zgrupowania nie było z powodów finansowych. To wszystko odbija się na tych przewagach - przede wszystkim na tym, bo to jest kwestia zgrania zespołu, a zgranie jest wynikiem wspólnych treningów.

W całym turnieju wyróżniał się wasz atak: ty, Grzegorz Pasiut, Sebastian Kowalówka. Byliście bardzo aktywni, strzeliliście cztery bramki z siedmiu, jakie zdobyła reprezentacja.

Bardzo fajnie się nam grało. Sebastian i ja na co dzień gramy razem w Cracovii, dobrze się rozumiemy, tak że po prostu graliśmy swoje. Natomiast Grześ Pasiut jest bardzo uniwersalnym zawodnikiem, tak naprawdę można go wkomponować wszędzie i w każdym zestawieniu będzie grać dobrze. Właśnie takiego zawodnika potrzebowaliśmy, trenerzy o tym wiedzieli i dołączyli do nas właśnie Grześka - i dobrze zrobili, fajnie się to posklejało. Myślę, że zrobiliśmy to, co do nas należało, i dołożyliśmy jakąś małą cegiełkę do tego sukcesu.

Na koniec chciałabym zapytać o twoje powołanie, bo wszedłeś do kadry za kontuzjowanego Leszka Laszkiewicza, ale pokazałeś i umiejętności, i zaangażowanie, walkę. Można chyba spodziewać się, że na kwietniowe mistrzostwa świata zostaniesz powołany w podstawowym składzie.

Chciałbym bardzo, nie ukrywam, że to był mój cel - zagrać w tym turnieju jak najlepiej, pokazać trenerom, że wywalczę miejsce w składzie, że jestem zawodnikiem, którego potrzebują. Myślę, że w jakiś sposób mi się to udało. Natomiast do kwietnia zostały jeszcze dwa miesiące, jest liga, trzeba ciężko trenować w klubie, zagrać dobrze play off - i zobaczymy, czy zostanę powołany. Na pewno chciałbym pojechać na mistrzostwa świata i pomóc reprezentacji awansować do Dywizji IA.