Strzały na ulicach, uzbrojeni ludzie, pozamykane sklepy, banki, puste bankomaty i strach - tak o sytuacji Kairze opowiadają Polacy, którzy w czwartek wieczorem wrócili do Warszawy. Samolotem LOT-u przyleciało do Polski 40 osób. Kolejny lot planowany jest w piątek.

Kair jest bardzo niebezpiecznym miejscem. Zwolennicy prezydenta Mubaraka wylegli na ulice, są uzbrojeni. To nie jest już trwająca od kilku dni pokojowa manifestacja. Na ulicach jest krew, wielu rannych. Tamtejsza telewizja informowała w czwartek rano o wielu zabitych - powiedziała pani Maria, która razem z dzieckiem wylądowała na lotnisku Okęcie. W Kairze został jej mąż. Pilnuje naszego domu. Chcemy tam wrócić, jak się sytuacja uspokoi, ale teraz to nie jest bezpieczne miasto - dodała.

Wszystko jest pozamykane, nie ma co zwiedzać. Banki są pozamykane, bankomaty są puste. Nawet, jeśli masz jakieś pieniądze to i tak nie możesz kupić jedzenia, gdyż kairczycy go nie sprzedają. Chaos - opowiadał pan Piotr. Ludzie w samolocie opowiadali, że próbowali się dodzwonić do naszej ambasady, ale proszono ich, aby dzwonili do Polski. Sam dzwoniłem i dodzwoniłem się na automat - powiedział. Chcemy tam wrócić, musimy, gdyż ktoś będzie musiał odbudować to miasto - zakończył.

Polskie MSZ stanowczo radzi turystom przebywającym w Egipcie, by skorzystali z możliwości wcześniejszego powrotu do kraju; zdecydowanie odradza podróże do Egiptu i apeluje do dziennikarzy i turystów znajdujących się w tym kraju, by unikali demonstracji i przebywania w centrum Kairu.

Zwolennicy i przeciwnicy prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka po raz kolejny starli się w czwartek w centrum Kairu. Opozycja odrzuca rozmowy z rządem, domagając się, by najpierw ustąpił prezydent.