Od trzech miesięcy krakowscy śledczy badający wypadek premier Beaty Szydło bez skutku szukają kluczowych świadków - kierowcy i pasażera auta, które stało za seicento Sebastiana K., domniemanego sprawcy wypadku. "Sytuacja, z jaką się spotkaliśmy w tym śledztwie, zwróciła uwagę na istnienie luki prawnej w zakresie obowiązku zeznawania świadków" - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Od trzech miesięcy krakowscy śledczy badający wypadek premier Beaty Szydło bez skutku szukają kluczowych świadków - kierowcy i pasażera auta, które stało za seicento Sebastiana K., domniemanego sprawcy wypadku. "Sytuacja, z jaką się spotkaliśmy w tym śledztwie, zwróciła uwagę na istnienie luki prawnej w zakresie obowiązku zeznawania świadków" - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Zdjęcie z miejsca wypadku /PAP/Andrzej Grygiel /PAP

Dziś anonimowy świadek jest bezkarny, bo kodeks postępowania karnego nie przewiduje żadnych dolegliwości za niezgłoszenie się do organów ścigania. Taka postawa sprawia, że wiedza prokuratury na temat przebiegu zdarzenia i jego okoliczności nie jest kompletna i nie pozwala na zrealizowanie zasady prawdy materialnej - zauważa prokurator Dratwa. Jak podkreśla "Rzeczpospolita", z tego powodu nie rozwiązano np. sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek z Sopotu.

Według kodeksu postępowania karnego (art. 177) osoba wezwana jako świadek musi stawić się i złożyć zeznanie. Gdy tego nie zrobi, grozi jej do 10 tys. zł kary i przymusowe doprowadzenie. W razie uporczywego uchylania się od zeznań w grę wchodzi nawet do 30 dni aresztu.

Śledczy chcą, by w przypadku śledztw przeciwko interesowi RP, pozostających w szczególnym zainteresowaniu opinii publicznej i dotyczących zbrodni ze szczególnym okrucieństwem procedury wyglądały inaczej. Jeśli wtedy świadek celowo nie chciałby się stawić i zeznawać, to prokurator mógłby nałożyć na niego 20 tys. zł kary, a w skrajnych przypadkach - do 30 dni aresztu. 

Do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento; jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.

W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia. Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata seicento Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podawała treści jego wyjaśnień. Śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół trojga prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Nadzór nad śledztwem sprawuje Prokuratura Regionalna w Krakowie.

(mn)