Choć Podlasie głosuje na PiS, to w stolicy regionu największe szansa ma… kandydat PO. W Białymstoku o fotel prezydenta miasta powalczy 5 osób, ale faworyt jest jeden – Tadeusz Truskolaski.

Tadeusz Truskolaski został zarejestrowany przez Platformę Obywatelską. Do partii jednak nie należy. Również z poparciem PO wygrał wybory w 2006 roku. W wypowiedziach na temat swojej kampanii mniej mówi o programie, więcej o tym, jak wygląda sama kampania. A jej rozmach rzeczywiście jest spory. Niemniej jednak to Truskolaski jest zdecydowanym faworytem tegorocznych wyborów. Lokalni komentatorzy twierdzą, że może wygrać już w pierwszej turze.

Szanse pozostałych kandydatów oceniane są znacznie gorzej, zwłaszcza tych, którzy nie mają wsparcia w postaci partyjnej machiny wyborczej.

Prawo i Sprawiedliwość reprezentuje Dariusz Piontkowski. Twierdzi, że Truskolaski marnuje potencjał Białegostoku, ale nie wydaje się, żeby ta krytyka mogła mu w istotny sposób pomóc. Jedną z jego charakterystycznych cech jest niezwykłe podobieństwo do innego polityka PiS – Pawła Poncyljusza. Zdarzało się, że mylił ich ze sobą szef partii Jarosław Kaczyński. Teraz już nie myli – niedawno przyjechał do Białegostoku wyrazić poparcie dla Piontkowskiego.

Janusz Kochan to kandydat SLD. Chce promować Białystok za pomocą kultury. Na razie na tym polu wielkich sukcesów nie ma jednak ani on, ani władze miasta – stolica Podlasia walczyła o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, ale odpadła po I turze konkursu.

Kandydatura Bogusława Dębskiego to efekt mariażu Prawicy Rzeczypospolitej, której jest członkiem, z… Polskim Stronnictwem Ludowym. Sam chyba nie liczy na wygraną, bo startuje także w wyborach do sejmiku województwa podlaskiego. Obecnie jest wicemarszałkiem województwa.

Białystok ma także kandydata bezpartyjnego. To Waldemar Krynicki zarejestrowany przez Komitet Wyborczy „Wspólna Inicjatywa Polska Podlasie”. Startuje już po raz drugi. Twierdzi, że szansą dla Białegostoku będzie przyciągnięcie nowoczesnego przemysłu oraz… disco-polo.