W każdym ugrupowaniu są bohaterowie i antybohaterowie tych wyborów. Teraz zaczną się rozliczenia - pisze o wyborach samorządowych "Rzeczpospolita".

Prawoskrzydłowi odbili Małopolskę dla Platformy - taki SMS miał według gazety rozesłać w powyborczą noc poseł PO Jarosław Gowin. Jego radość była uzasadniona: w Małopolsce Platforma prześcignęła dominujące tam dotąd Prawo i Sprawiedliwość. Na dodatek popierany przez Gowina kandydat na prezydenta Krakowa Stanisław Kracik był bliski prześcignięcia obecnego prezydenta Jacka Majchrowskiego. Wprawdzie w PO zaczęła się dyskusja, kto jest ojcem sukcesu w Małopolsce - czy znany z mediów Gowin, czy szef tamtejszych struktur Ireneusz Raś - ale na tym przykładzie widać, że w każdej partii są bohaterowie i antybohaterowie tych wyborów oraz że wyniki w regionach staną się argumentem w wewnętrznych rozgrywkach - pisze dziennik.

Politycy PO nieoficjalnie przyznają, że 31 proc. głosów w wyborach do sejmików jest poniżej ich oczekiwań. Według nich, zadowalający byłby wynik na poziomie 36-37 proc. Oficjalnie twierdzą co innego, ale i wtedy asekurują się zapewnieniami, że w ich regionach było lepiej.

Na przykład w Wielkopolsce z tego, co wiem, mamy znacząco lepszy wynik wyborczy - mówił "Gazecie Wyborczej" szef tamtejszych struktur Rafał Grupiński. Dlaczego tak spieszył z tymi zapewnieniami? Bo ma silną opozycję w swoim województwie, a ta od razu zaczęła go krytykować za wystawienie kontrkandydata popularnego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego. Skutek był taki, że PO poniosła straty w wyborach do rady miejskiej. Porażkę uznano za dotkliwą, bo w poprzednich wyborach Poznań był prezentowany jako miejsce platformerskich rekordów wyborczych.

Na dodatek, zauważa "Rzeczpospolita", Grupiński jest stronnikiem Grzegorza Schetyny, a na Dolnym Śląsku, w mateczniku marszałka Sejmu, PO odnotowała największe straty. Dużo niższy od oczekiwań był również wynik na Mazowszu, gdzie też rządzi stronnik Schetyny Andrzej Halicki. Dla ich wewnętrznych przeciwników te wyniki stają się kijem, którego będzie można użyć w partyjnych porachunkach.

Ziobro dla równowagi?

Inna jest dziś logika wewnętrznych stosunków w PiS. Tam po odejściu grupy posłów co innego zaprząta głowy lidera partii i jej członków. Dziś nie ma mowy o typowych rozliczeniach za słabe wyniki, choć w wielu miejscach wyniki są katastrofalne dla PiS. Symptomatyczna jest klęska w Białymstoku, gdzie kandydat PO uzyskał reelekcję już w pierwszej turze. Lider podlaskiego PiS Krzysztof Jurgiel prawdopodobnie nie poniesie jednak żadnych konsekwencji, bo należy do najwierniejszych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Nigdy nie dał też prezesowi podstaw do podejrzeń o nielojalność czy choćby zbytnią samodzielność.

Co innego Zbigniew Ziobro. Choć ostatnio stał się drugą osobą w partii, to Kaczyński nigdy nie ufał mu tak jak swoim druhom z PC. Teraz słaby wynik PiS w Małopolsce oraz fakt, że kandydat PiS na prezydenta Krakowa nie wszedł do drugiej tury, może być wykorzystany przeciw ambitnemu eurodeputowanemu. Jarosław lubi chodzić od ściany do ściany. Skoro przepędził Joannę Kluzik-Rostkowską, dla równowagi może dać po głowie komuś z drugiej strony - przypuszcza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" polityk PiS, a inny dodaje: Ziobro może być celem, bo urósł ostatnio.

Na razie jednak wrogość wobec secesjonistów prawdopodobnie odsunie rozliczenia. Ostra retoryka Kaczyńskiego, oskarżającego ich o to, że są winni słabszego wyniku PiS, wskazuje, że są traktowani jako realne zagrożenie. Ostro atakują ich też politycy PO. Środowisko Kluzik-Rostkowskiej cieszy się za to ze słabszych wyników obu partii, bo ma nadzieję na zdobycie poparcia wśród zawiedzionych wyborców PO i PiS.

Z kolei doskonały wynik PSL uciszy na pewien czas opozycję wobec Waldemara Pawlaka. Rozliczenia nigdy nie były wśród ludowców tak brutalne jak w innych partiach, ale władze ugrupowania zapowiadają, że ocenią szefostwa najsłabszych regionów, np. Małopolski.

Olejniczak nie zagrozi

Nowe porządki w warszawskich strukturach zapowiadają natomiast po cichu liderzy SLD. To efekt słabych wyników w stolicy. Straciliśmy na koalicji z PO w Radzie Warszawy - mówi "Rzeczpospolitej" jeden z liderów Sojuszu. Swoją głowę uratował kandydat SLD na prezydenta Warszawy Wojciech Olejniczak, ale z wynikiem niecałych 14 proc. nie będzie miał szans, by zagrozić Grzegorzowi Napieralskiemu.

Poza tym w SLD pojawiło się kilku nowych bohaterów: Dariusz Joński (drugie miejsce w Łodzi) i Krzysztof Matyjaszczyk (pierwsze w Częstochowie). Obaj należą do najmłodszego pokolenia i są związani z szefem partii.

Równocześnie jednak SLD został wyprzedzony przez PSL, co z pewnością wykorzystają ci politycy Sojuszu, którym nie po drodze z Napieralskim.