Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej to ostatni scenariusz, jaki brany jest pod uwagę przez władze Prawa i Sprawiedliwości próbujące wyjść z patowej sytuacji związanej z brakiem możliwości przeprowadzenia wyborów prezydenckich - ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM Patryk Michalski. Przypomnijmy, że głowę państwa powinniśmy wybrać już w niedzielę 10 maja. Wiadomo jednak, że nie będzie to możliwe.

Mimo że według konstytucjonalistów wprowadzenie stanu klęski żywiołowej to jeden z nielicznych - zgodnych z prawem - sposobów na odłożenie terminu głosowania, to władze partii rządzącej traktują go jako ostateczność.

Politycy musieliby zaprzeczyć sami sobie

Najważniejsi politycy PiS-u musieliby zaprzeczyć sami sobie, bo od tygodni powtarzali, że nie ma przesłanek do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Teraz, kiedy rząd przystąpił do drugiego etapu odmrażania gospodarki i tłumaczy, że radzi sobie ze skutkami epidemii, musiałby zaprzeczyć swojej narracji.

Nasi rozmówcy twierdzą, że na przeszkodzie stoi też fakt, że Jarosław Kaczyński musiałby de facto przyznać rację opozycji, która od tygodni apeluje o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.

Możliwe trzy scenariusze

Co ciekawe, za stanem klęski opowiedział się dziś senator PiS-u Jan Maria Jackowski, ale to wypowiedź zaprzeczająca oficjalnemu stanowisku kierownictwa.

Partia rządząca rozważa więc trzy scenariusze.

Z nieoficjalnych informacji reportera RMF FM wynika, że PiS najbardziej stawia wybory hybrydowe w dniu 23 maja, które miałyby być przeprowadzone po przychylnej opinii Trybunału Konstytucyjnego. Prezes TK Julia Przyłębska poinformowała o wszczęciu postępowania w sprawie wniosku Marszałek Sejmu dotyczącego możliwości przesunięcia terminu wyborów prezydenckich. Jeśli scenariusz się powiedzie, to większość wyborców poszłaby do lokali wyborczych, a seniorzy i osoby w kwarantannie mogliby głosować korespondencyjnie. Organizatorem wyborów miałaby być Państwowa Komisja Wyborcza. Słabością tego scenariusza jest to, że samorządy mogłyby sprzeciwiać się współorganizacji takiego głosowania, bo przełożenie terminu wyborów jest sprzeczne z konstytucją.

Drugi scenariusz dotyczy nieprzeprowadzania wyborów w niedzielę - Sąd Najwyższy musiałby uznać je za nieważne, wtedy rozpisane zostałyby kolejne - przed wygaśnięciem kadencji Andrzeja Dudy. Minusem jest konieczność ponownego zebrania 100 tysięcy podpisów przez nowych kandydatów, dlatego PiS obawia się, że Koalicja Obywatelska wymieni Małgorzatę Kidawę-Błońską na innego, lepszego kandydata.

Trzecia opcja to walka do końca o przeprowadzenie wyborów kopertowych - jeśli uda się stłumić bunt części posłów Porozumienia. W przypadku porażki PiS-u - związanej ze sprzeciwem posłów Gowina - skutkowałoby to zakończeniem koalicji. W tym wariancie PiS ewentualnie myśli o podaniu się rządu do dymisji. Wobec braku większości, a przez to możliwości wyłonienia nowego premiera, w konsekwencji możliwe byłoby rozpisanie wyborów parlamentarnych. Taki scenariusz niesie ryzyko, że to opozycja podejmie próbę stworzenia rządu - od Platformy Obywatelskiej po Konfederację z częścią posłów Porozumienia.

W warszawskiej siedzibie Prawa i Sprawiedliwości po południu zakończyło się spotkanie najważniejszych osób w partii. Temat rozmów dotyczył wspomnianego chaosu związanego z wyborami prezydenckimi, które miały zostać przeprowadzone w najbliższą niedzielę w formie korespondencyjnej.

Nikt z opuszczających siedzibę PiS-u nie zdradził, co zdecydowano, czy jest jakikolwiek pomysł, jak wyjść z chaosu wyborczego. Marszałek Witek zignorowała pytanie, co z wyborami, a wicepremier Gliński powiedział tylko do dziennikarzy: "Będzie dobrze" - informuje reporter RMF FM Mariusz Piekarski.