Ryszard Kalisz poinformował, że nie zamierza startować w wyborach prezydenckich. Według niego obecna kampania wyborcza jest prowadzona w sposób niepoważny. Polityk zaznaczył, że na razie nie zamierza poprzeć żadnego z innych kandydatów.

Kalisz podkreślił podczas konferencji prasowej w Sejmie, że zawsze uważał, iż urząd prezydenta uosabia majestat Rzeczpospolitej i jest przeznaczony dla osoby o silnym autorytecie.

Według niego, obecna kampania wyborcza i jej uczestnicy tego nie potwierdzają.

Przykro mi to mówić, ale mamy tragifarsę. Z jednaj strony mamy kandydata, który mówi, że jedyną przyczyną jego startu jest wysokie zaufanie społeczne (...) mamy też inne osoby, co do których, ma wrażenie, to jest zabieg marketingowy - mówił.

Według Kalisza na konwencjach widać jedynie "wydane olbrzymie pieniądze na baloniki i światła". Tak być nie może; nikt poważny nie może takiej sytuacji zaakceptować. Ja mam wrażenie, że to nie jest kampania prezydencka, tylko jakieś przekomarzania (...) nie mogę brać w tym udziału - powiedział.

Drugim powodem rezygnacji ze startu - mówił Kalisz - jest to, że jest zwolennikiem jednoczenia lewicy, do którego nie doszło. Rozmawiałem ze wszystkimi - z Leszkiem Millerem, z Andrzejem Celińskim, z Pawłem Piskorskim, z Grzegorzem Napieralskim też; bez skutku - zaznaczył. Dodał, że jego zdaniem lewica nie może nikogo ze swojego grona wykluczać.

Kalisz ocenił, że bez trudności zebrałby wymagane do zarejestrowania kandydata 100 tys. podpisów; przyznał, że kłopotem w kampanii mógłby okazać się natomiast brak środków finansowych.

Polityk powiedział, że na razie nie poprze żadnego z "kandydatek i kandydatów". (j.)