Roje dronów uderzeniowych i rakiet spadły na Ukrainę. W nocy z czwartku na piątek wojska rosyjskie zaatakowały z niespotykaną siłą. W Kijowie raz po raz słychać było wybuchy, dźwięki ciężkich karabinów maszynowych i warkot silników bezzałogowców. Alarm ogłoszono także w obwodach zachodnich, które graniczą z Polską: wołyńskim i lwowskim. "Zginęło trzech ratowników Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Dziewięciu innych ratowników zostało rannych, ich stan zdrowia jest oceniany jako poważny" - poinformował minister spraw wewnętrznych Ukrainy Ihor Kłymenko.
Mer Kijowa Witalij Kliczko informował nad ranem, że działała obrona powietrzna, a odłamki strącanych dronów i pocisków spadły w kilku dzielnicach miasta. Wybuchły pożary. Rannych - tylko w Kijowie - zostało 16 osób, a 4 nie żyją.
Alarm w stolicy Ukrainy ogłoszono już o godz. 0.44, czyli 23.44 czasu polskiego.
Podczas działań zginęło trzech ratowników.
"Pracowali pod ostrzałem, aby pomóc ludziom. Kolejnych dziewięciu ratowników doznało obrażeń. Niektórzy z nich są ciężko ranni, lekarze walczą o ich życie" - poinformował minister spraw wewnętrznych Ukrainy Ihor Kłymenko.
Szef MSW powiadomił także, że pięciu funkcjonariuszy DSNS ucierpiało podczas gaszenia pożaru w obwodzie tarnopolskim na zachodzie kraju.
Poza ratownikami ataków nie przeżyły jeszcze cztery inne osoby. Z aktualnych danych wnika, że co najmniej 40 osób zostało rannych.
W obwodzie kijowskim syreny zawyły godzinę wcześniej. Alarm ogłoszono także w obwodach zachodnich, które graniczą z Polską: wołyńskim i lwowskim.
Serię wybuchów słychać było w Łucku i Tarnopolu na zachodzie oraz w Czernihowie na północy kraju.


