Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow przyznał na spotkaniu z dziennikarzami, że w niektórych regionach kraju w związku z mobilizacją "popełniono błędy". Zapewnił jednak, że te będą jak najszybciej naprawiane.

Przypomnijmy, że 21 września prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację na wojnę z Ukrainą oraz zagroził "użyciem wszelkich środków", by bronić Rosji przed rzekomym zagrożeniem z Zachodu. Według oficjalnych przekazów Kremla pod broń ma zostać powołanych około 300 tys. rezerwistów, lecz w ocenie niezależnego portalu Meduza mobilizacja może objąć nawet 1,2 mln mężczyzn, głównie spoza dużych miast.

Od ubiegłego tygodnia w Rosji trwają protesty przeciwko decyzji głowy państwa. Odnotowywane są też ataki na tzw. wojskowe komendy uzupełnień. Do najbardziej gwałtownych demonstracji dochodzi w Dagestanie na Północnym Kaukazie, gdzie od dwóch dni trwają starcia manifestantów z policją.

Niezależna organizacja pozarządowa OWD-Info szacuje, że funkcjonariusze zatrzymali już w całym kraju blisko 2,4 tys. uczestników protestów przeciw wojnie i mobilizacji.

W sieci zaczęły też się pojawiać filmy, które pokazywały dezorganizację rosyjskiej armii i brak podstawowego wyposażenia.

W obwodzie irkuckim na wschodzie Rosji mężczyzna otworzył ogień w wojskowym biurze rejestracji i poboru. Podobno zrobił to w proteście przeciwko prowadzonej mobilizacji. 

W czasie spotkania z dziennikarzami rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow przyznał, że w związku z mobilizacją "popełniono błędy". Zdarzają się przypadki naruszenia dekretu, ale wszystkie błędy zostaną poprawione. Gubernatorzy aktywnie pracują nad naprawą sytuacji - ­dodał.

Wpływ mobilizacji na wojnę

Amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną ocenił, że dekret Putina nie wpłynie na przebieg wojny na Ukrainie w tym roku i nie zwiększy znacząco zdolności Rosji do podtrzymania inwazji w roku następnym; wartość bojowa rezerwistów jest i pozostanie niska, a ich motywacja do walki jeszcze gorsza.