Snowboard oraz łyżwiarstwo szybkie i figurowe to dyscypliny, na których najbardziej zawiódł się prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski podczas igrzysk w Vancouver. Najbardziej zabolała go postawa rodziny Ligockich, dlatego zapowiedział, że nie mogą liczyć już na jego pomoc.

Nazwisko Ligocki kojarzy się Polakom przede wszystkim ze snowboardem - dyscypliną, która na igrzyskach w Kanadzie poniosła sromotną porażkę. Z czterech reprezentantów aż trzech wywodzi się z jednego drzewa genealogicznego. Michał i Paulina startowali w konkurencji halfpipe, Mateusz ścigał się w snowcrossie. Najlepiej wypadł właśnie ostatni z wymienionych, który był czwarty od końca, Michał był przedostatni, a Paulina, z którą wiązano największe nadzieje, bo w swoim dorobku ma dwa brązowe medale mistrzostw świata, znalazła się na trzecim od końca miejscu.

Mam już pewną nieuczesaną myśl w głowie. Jeżeli rodzina Ligockich w dalszym ciągu chce uprawiać i rozwijać snowboard, to my im nie będziemy przeszkadzać, ale niech robią to na własny koszt. Jak uzyskają dobry wynik to im oddamy pieniądze. Może to jest rozwiązanie? Tak niektóre kraje robią. Chociażby Szwedzi w narciarstwie alpejskim - powiedział Nurowski. Dodał, że tutaj w grę wchodzą spore pieniądze, a inne dyscypliny potrafiły sobie i bez odpowiednich warunków w kraju, świetnie poradzić. Spójrzmy na saneczkarzy, czy nawet na bobsleistów. Oni mają równie ciężkie warunki, by się przygotować - Ewelina Staszulonek rewelacja, chłopcy w bobslejowych dwójkach - szesnaste miejsce. Naprawdę zasługują na słowa pochwały, a na pewno nie mają lżej niż snowboardziści - zaznaczył.

Prezes PKOl był zdumiony słowami Michała Ligockiego, który wyraził swoją dezaprobatę po krytyce jego dyscypliny sportu przez Nurowskiego. Oczywiście, że powiedziałem, iż mam wrażenie, jakoby ich celem było tylko zakwalifikowanie się do igrzysk, a nie walka o najwyższe lokaty. A co ja mam powiedzieć? Mam ich jeszcze po takim występie chwalić? - pytał Nurowski. To jest najbardziej nieudany występ jaki widziałem. Już myślałem, że gorzej niż cztery lata temu w Turynie nie może być. Okazuje się, że może - zakończył.