Częstochowska prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o obserwację sądowo-psychiatryczną dyżurnego ruchu podejrzanego o nieumyślne spowodowanie katastrofy kolejowej w Szczekocinach. Zostanie on rozpatrzony w ciągu 5 dni. Obserwacja ma trwać cztery tygodnie.

Obserwacja sądowo-psychiatryczna nie wyklucza możliwości przesłuchania dyżurnego. Uzależnione jest to jednak od opinii biegłych na temat jego stanu zdrowia. Na razie stan mężczyzny uniemożliwia jego przesłuchanie.

Pozostajemy w stałym kontakcie z zespołem biegłych psychiatrów, którzy monitorują stan zdrowia podejrzanego (...) jesteśmy też w kontakcie z dyrekcją szpitala psychiatrycznego, w którym przebywa podejrzany - mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Dodał, że obserwacja sądowo-psychiatryczna może potrwać maksymalnie cztery tygodnie, ale sąd może ją przedłużyć o kolejne cztery tygodnie. Nie wiadomo, kiedy sąd rozpatrzy wniosek prokuratury.

Dyżurny ruchu został zatrzymany w niedzielę nad ranem. Ze względu na stan zdrowia przewieziono go do jednego ze szpitali psychiatrycznych. Zespół biegłych psychiatrów uznał, że nie może on uczestniczyć w przesłuchaniu. W środę późnym popołudniem biegli złożyli w prokuraturze kompletną opinię na temat stanu zdrowia podejrzanego. Mężczyzna ma usłyszeć zarzut nieumyślnego spowodowania sobotniej katastrofy w Szczekocinach.

Dyżurny ze Starzyn myślał, że puścił prawidłowo pociąg

Jak wynika z treści nagranej rozmowy pomiędzy dyżurnym a jego koleżanką z sąsiedniej stacji, dyżurny ze Starzyn był przekonany, że puścił pociąg prawidłowo. Reporter RMF FM poznał treść nagrania, które prokuratura zabezpieczyła po tragedii.

Z rozmowy dyżurnych wynika, że oboje wiedzieli, iż w Starzynach nie działa zdalne sterowanie zwrotnicą. Dyżurny mówi na nagraniu, że musi iść i przestawić ją ręcznie. Co więcej jego koleżanka wywoływała go chwilę później przez radio, jednak ten się nie odzywał. Dyżurna zeznała w prokuraturze, że dla niej było jasne, iż mężczyzna w tym czasie wyszedł, by właśnie przestawić tę zwrotnicę.

Z rozmowy dyżurnych wynika też, że oboje byli przekonani, iż puścili pociągi właściwymi torami. Kobietę zaniepokoiło dopiero to, że po około siedmiu minutach - a tyle czasu zajmuje pociągowi przejechanie odcinka pomiędzy stacjami - nie zobaczyła świateł nadjeżdżającego Interregio z Warszawy.

W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka poruszał się pociąg Przemyśl-Warszawa. Oba składy miały razem 11 wagonów. Zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.Zobacz specjalny raport dotyczący katastrofy