Dwaj dyżurni ruchu, którzy byli w pracy w chwili katastrofy kolejowej w Szczekocinach koło Zawiercia, zostali przebadani alkomatem. Nic nie wskazuje na to, by byli pod wpływem alkoholu - wynika z informacji przekazanych przez Prokuraturę Okręgową w Częstochowie. Dzisiaj zostało wszczęte śledztwo w tej sprawie.

Ciągle nie są znane przyczyny tragicznego wypadku kolejowego w Szczekocinach. Na miejscu katastrofy prowadzone są już pierwsze czynności śledcze, które mają przybliżyć wyjaśnienie tych przyczyn. Najważniejsze jest ustalenie, jak mogło dojść do sytuacji, w której dwa jadące z przeciwnych kierunków pociągi znalazły się na tym samym torze.

Śledczy przebadali alkomatem dwóch dyżurnych ruchu, który w chwili katastrofy pracowali w Szczekocinach. Badanie nie wykazało, by byli oni pod wpływem alkoholu. Nie ma na razie żadnych innych informacji dotyczących ich ewentualnego związku z wypadkiem.

Dochodzenie w sprawie katastrofy będzie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Na chwilę obecną prowadzimy czynności na miejscu zdarzenia - poinformował Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury.

Największa katastrofa od ponad 20 lat

To najpoważniejszy wypadek kolejowy w Polsce w ostatnim dwudziestoleciu. W katastrofie zginęło kilkanaście osób, wielu jest też rannych. Obrażenia ponad połowy z nich określane są jako ciężkie. Poszkodowanych przewieziono do szpitali na Śląsku i w Małopolsce. Lżej ranni zostali przewiezieni do lokalnych szkół i tam opatrzeni.

Szef MSW poinformował, że zakończyło się już przeszukiwanie rozbitych składów dwóch pociągów. Psy tropiące nie natrafiły już na ślad żywych ludzi.