Po dwuletniej przerwie do reprezentacji Polski powróciła najlepsza siatkarka ostatnich lat - Małgorzata Glinka-Mogentale. W stosunku do lat ubiegłych zmieniła się jednak jej rola w zespole biało-czerwonych. Z podstawowej atakującej stała się zawodniczką do zadań specjalnych. Sama zainteresowana podkreśla, że chce przede wszystkim pomóc koleżankom, a nie ciągnąć zespół w dół.

Jeszcze w lipcu trener reprezentacji Jerzy Matlak uważał za mało prawdopodobne, by pani zagrała na mistrzostwach świata. Co takiego się wydarzyło, że szkoleniowiec zmienił zdanie?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Treningi wznowiłam dopiero w styczniu po półtorarocznej przerwie. Robiłam to małymi krokami pod okiem specjalistów od przygotowania fizycznego. Miałam też zajęcia z siatkarkami z Legionovii, a w czerwcu poprosiłam trenera Matlaka, bym mogła na kadrze trenować z piłką. Jak przyjechałam na kadrę trener zauważył, że jestem dobrze przygotowana fizycznie, tylko inne rzeczy wymagają czasu i cierpliwości. Ale jakieś przebłyski musiałam mieć, bo szkoleniowiec spytał się, czy nie mogłabym pomóc drużynie na mistrzostwach świata.

Długo się pani zastanawiała?

Małgorzata Glinka-Mogentale: No trochę byłam zaskoczona, ale przemyślałam to wspólnie z rodziną i w pełni świadomie zdecydowałam się podjąć wyzwanie. Oczywiście, największym kłopotem było to, że musiałam moją roczną córeczkę Michelle zostawić na miesiąc w Warszawie. I cały czas jest mi z tym ciężko. Ale wiem, że jest w dobrych rękach, cała rodzina się nią opiekuje i moja, i od strony męża. A ja staram się skupić przede wszystkim na grze.

Rozbrat z siatkówką u pani trwał półtora roku. Były w tym czasie takie chwile, w których myślała pani o zakończeniu kariery sportowej?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Nie miałam takich myśli. To prawda - gdy zdecydowałam się na urlop macierzyński, siatkówka zeszła na drugi plan. W poprzednich latach dałam z siebie bardzo dużo. Ale też mam dopiero 32 lata i mój charakter nie pozwoliłby mi skończyć z siatkówką. Poza tym otrzymałam bardzo atrakcyjne propozycje z wielu klubów. Gdybym zrezygnowała, to za dwa lata mogłabym popukać się w głowę, że nie wykorzystałam takiej okazji.

Niektóre zawodniczki często już dwa-trzy miesiące po urodzeniu dziecka, wracają do treningów. Pani jednak się nie spieszyła?

Małgorzata Glinka-Mogentale: To prawda, nie spieszyłam się z powrotem na boisko. Dobrze mi było na macierzyńskim. Chciałam poświęcić jak najwięcej czasu dziecku. Nie wyobrażam sobie, by można zostawić trzymiesięczne dziecko innej osobie i pobiec na boisko. Trzymiesięczne dziecko, potrzebuje ciepła, potrzebuje mamy, potrzebuje piersi i takich rzeczy, których nie możemy dać będąc na boisku.

Czuje pani, że jest w dobrej formie?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Trudno mnie samej siebie oceniać. Wydaje mi się, że na pewno są przebłyski niezłej gry, ale ja tutaj przyjechałam po to, żeby pomóc dziewczynom, a nie ciągnąć zespół. Taka była przed mistrzostwami moja umowa z trenerem. Prawdę mówiąc, to nawet nie spodziewałam się, że będę grać w pierwszym składzie. Ja jednak znam swoją wartość i myślę, że póki co z mojej strony nie ma większego "obciachu". Przypomnę, że od igrzysk olimpijskich w Pekinie rozegrałam dopiero cztery oficjalne mecze - tutaj w Japonii na mistrzostwach. Wcześniej tylko trenowałam, ewentualnie grałam w towarzyskich spotkaniach, ale tego nie można w żaden sposób porównywać.

Przed polskim zespołem cztery spotkania w drugiej rundzie z Koreą Płd., Rosją, Chinami i Turcją. Jak pani ocenia rywalki?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Korea gra siatkówkę zbliżoną do Japonii, tylko jeszcze w lepszym wykonaniu. Dobrze bronią, a do tego mają zawodniczki o dobrych warunkach fizycznych, które potrafią atakować także z wysokich piłek. W przypadku Rosji nie ma szybkiej, azjatyckiej gry, ale jest wysoki i bardzo mocny atak. Ale słyszałam, że na mistrzostwach bardzo dobrze bronią i przyjmują. One dla mnie są jednymi z faworytek turnieju. Turczynki też pokazały kilka dobrych spotkań na tych mistrzostwach. To zespół, który opiera się głównie na jednej zawodniczce - Neslihan Darnel. Jeśli uda nam się ją wyłączyć z gry to mamy dużą szansę na zwycięstwo. Chiny za bardzo nie powalczyły w tamtej grupie, nie wiem, może z formą nie trafiły. To nie jest chyba ta drużyna sprzed kilku lat.

Na co stać nasz zespół w drugiej rundzie?

Małgorzata Glinka-Mogentale: Wierzę, że będziemy walczyć do końca i na pewno jeszcze kilka meczów wygramy. Z takim nastawieniem podchodzimy do tej rundy. Nie ma się nad czym więcej zastanawiać.