Wszystko, co dzieje się wokół katastrofy smoleńskiej, bardzo źle wpływa na bliskich ofiar tej tragedii - uważa Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska, wdowa po wicemarszałku Sejmu Jerzym Szmajdzińskim. "To jest niekończąca się trauma. Nie mam szansy na zakończenie żałoby" - mówi. Dzisiaj przypada 8. rocznica katastrofy tupolewa, którym leciało 96 pasażerów i członków załogi. Wszyscy zginęli.

W rozmowie z Polską Agencją Prasową Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska zapowiedziała, że 10 kwietnia o 08:41 będzie wraz z rodziną i przyjaciółmi na cmentarzu w Wilanowie, przy grobie męża.

Od ośmiu lat jest tak samo. Zawsze jest kilkadziesiąt osób. Cieszę się, że przyjaciele nie zapominają i przychodzą, to jest dla mnie najważniejsze - zaznaczyła.

Przyznała również, że atmosfera wokół katastrofy smoleńskiej nie pozwala jej na zakończenie żałoby i poradzenie sobie z traumą.

Każdy człowiek przeżywa wszystko indywidualnie i my, rodziny ofiar, również, ale to jest wypadek absolutnie bez precedensu. Moje państwo przez ciągłe spory, podziały nie pozwala mi zakończyć tej żałoby. To mnie bardzo boli, ponieważ nie ma spokoju, a ten spokój jest potrzebny nam i tym wszystkim, którzy wtedy zginęli - podkreśliła wdowa po Jerzym Szmajdzińskim.

Jej zdaniem, zakończenie comiesięcznych marszów przed Pałac Prezydencki "może uspokoić sytuację", ale pozostają wątpliwości wokół pomnika upamiętniającego ofiary.

Platforma Obywatelska mogła tę sprawę już dawno załatwić. Można było ten pomnik postawić już pięć lat temu, a teraz atmosfera wokół niego coraz bardziej się radykalizuje - zarówno w wymiarze społecznym, jak i politycznym - oceniła Sekuła-Szmajdzińska.

Według niej, problemem jest także lokalizacja pomnika.

Plac Piłsudskiego powinien kojarzyć się głównie z Grobem Nieznanego Żołnierza, a teraz już nigdy tak nie będzie. Po tym, co się działo przez te lata, doszłam do wniosku, że być może najlepszy byłby pomnik światła przed Pałacem Prezydenckim i to by zamknęło dyskusję - podkreśliła.

Jak zaznaczyła, ważne jest dla niej przede wszystkim okazywanie szacunku wszystkim ofiarom smoleńskiej tragedii - niezależnie od poglądów politycznych.

Chciałabym, żeby ten szacunek był najważniejszy. Natomiast wypiera się pamięć o ludziach, którzy byli przyzwoitymi politykami. O tych, którzy są niewygodni, przy okazji różnych uroczystości nic się nie mówi. Z przykrością stwierdzam, że dotyczy to też mojego męża. Na obchodach 10-lecia obecności F-16 w Polsce nie powiedziano o nim słowa, choć całą procedurę przeprowadzono w okresie, gdy mój mąż był ministrem obrony - przypomniała wdowa po Jerzym Szmajdzińskim.

To wszystko na nas, bliskich ofiar katastrofy, bardzo źle wpływa, bo to jest niekończąca się trauma. Nie mam szansy na zakończenie żałoby - podsumowała.

Wydarzenia i komentarze związane z 8. rocznicą katastrofy smoleńskiej relacjonujemy dla Was w relacji minuta po minucie! >>>>

Urodzony w 1952 roku Jerzy Szmajdziński zasiadał w ławach poselskich nieprzerwanie od 1989 roku. Po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta w 1995 roku objął po nim przewodnictwo klubu parlamentarnego SLD. Po przekształceniu SLD w partię, na pierwszym kongresie w grudniu 1999, został wybrany na wiceszefa Sojuszu.

Od początku kariery poselskiej Szmajdziński uchodził w SLD za specjalistę od spraw wojskowości. Był ministrem obrony narodowej w rządzie Leszka Millera w 2001 roku, a następnie w gabinecie Marka Belki do 2005 roku.


(e)