Próbki pobrane ze szczątków foteli i wyposażenia prezydenckiego tupolewa w środę trafią do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego policji. Naczelna Prokuratura Wojskowa otrzymała właśnie tłumaczenia towarzyszących im rosyjskich dokumentów, bez których eksperci nie mogli rozpocząć badania próbek.

Ze szczątków pobrano 300 próbek, materiały dotarły do Polski 8 sierpnia i od tego czasu są zdeponowane w kancelarii tajnej prokuratury. Nie można było ich jednak badać, ponieważ nie miały przetłumaczonych dokumentów - tłumaczenie wreszcie jest i już wkrótce zacznie się ich analiza.

Próbki pobrano w drugiej połowie lipca m.in. z foteli, pasów bezpieczeństwa i wózków na posiłki dla gości tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Tym samym pominięto stosowaną do tej pory wielomiesięczną procedurę. Zgodnie z nią, wszystkie materiały zgromadzone w Rosji trafiały za pośrednictwem tamtejszego Komitetu Śledczego do rosyjskiej Prokuratury Generalnej, a potem do jej polskiej odpowiedniczki. Biegli, którzy niekiedy sami zabezpieczali materiał w Rosji, dostawali go ponownie po wielu miesiącach. Przedstawiciele NPW przyznają, że nie wiedzą, co wpłynęło na zmianę nastawienia Rosjan.

Najnowsza partia próbek pobranych w Smoleńsku będzie, tak jak poprzednia, badana pod kątem ewentualnej obecności materiałów wybuchowych. Śledczy tłumaczyli, że pobrano je dopiero w lipcu, bo podczas wcześniejszego wyjazdu nie pozwoliła na to pogoda.