"Do zawarcia porozumienia ze stroną czeską w sprawie Turowa potrzebny czas i prawdopodobnie w poniedziałek zostanie ogłoszony ostateczny komunikat" - wynika z piątkowej wypowiedzi minister klimatu i środowiska Anny Moskwy.

Potrzebujemy jeszcze czasu do poniedziałku i wtedy wrócimy do państwa z ostatecznym komunikatem - powiedziała Moskwa po rozmowach ze stroną czeską w Pradze.

W rozmowach, które toczyły się w ambasadzie RP w Pradze, uczestniczyli także ze strony czeskiej hejtman kraju (marszałek województwa) libereckiego, regionu sąsiadującego z polską kopalnią, Martin Puta i wiceminister spraw zagranicznych Martin Smolek.Puta na krótkiej konferencji prasowej po zakończeniu rozmów w piątek powiedział, że są sprawy, które obie strony muszą wyjaśnić "w domu". Potrzebujemy czasu, by wszyscy, którzy decydują, zapoznali się ze szczegółami, i by wszyscy, którzy będą decydować w przyszłości, poznali szczegóły -  powiedział.Nawiązał w ten sposób do faktu, że Brabec zasiada w gabinecie Andreja Babisza, kończącym wkrótce urzędowanie po wyborach parlamentarnych z 8 i 9 października. Nowy rząd jeszcze nie powstał, ale najprawdopodobniej będą go tworzyć politycy z pięciu partii. Członkiem kierownictwa jednej z nich – Burmistrzowie i Niezależni - jest Puta. Samorządowiec z Liberca ocenił jako dobrą wiadomość, że obie strony znowu rozmawiają.

Polskie firmy w grze

Jak ustalili dziennikarze RMF FM, polski rząd zaangażował nasze firmy działające w Czechach do negocjacji w sprawie Turowa, zarówno prywatne, jak i państwowe. Władze uznały, że dobrym pomysłem jest wykorzystanie ich do poprawienia naszej pozycji negocjacyjnej.

Polskie firmy robią bowiem w Czechach potężne zakupy. Na przykład kupują towary lub energię. W zależności od tego, czy z czeskim rządem się lubimy czy nie, to te zakupy mogą być większe lub mniejsze.

Przykładowo należący do Orlenu Unipetrol jest jedną z największych działających w Czechach firm. Działa tam także kilka spółek chemicznych. Wykorzystanie ich w negocjacjach - jak ustaliliśmy - przekonało Czechów do tego, by wreszcie zamknąć temat Turowa. 

Spór o Turów

Czesi od kilku lat sprzeciwiali się rozbudowie kopalni w Turowie, wskazując, że może mieć ona negatywny wpływ na poziom wód podziemnych, a tym samym doprowadzić do problemów z dostawami wody pitnej do kraju libereckiego.

Sytuację zaostrzyła zeszłoroczna decyzja polskiego Ministerstwa Klimatu. W marcu 2020 roku, mimo sprzeciwu Czechów, przedłużono koncesję wydobywczą na sześć lat.

Na przełomie lutego i marca 2021 roku Czechy złożyły pozew do TSUE przeciwko Polsce w związku z rozbudową górnictwa. Minister środowiska Richard Brabec zaznaczał, że to "ekstremalne rozwiązanie", ale nieuniknione. Podkreślał, że jeśli Polska zaakceptuje żądania Czech i wstrzyma rozbudowę, to pozew zostanie wycofany.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przychylił się do argumentów Czechów, że dalsze wydobycie węgla brunatnego w kopalni Turów do czasu ogłoszenia ostatecznego wyroku może mieć negatywny wpływ na poziom lustra wód podziemnych na terytorium czeskim. To może z kolei zagrozić zaopatrzeniu w wodę pitną po stronie czeskiej. Prezes zauważyła, że Polska zamierza ukończyć budowę ekranu przeciwfiltracyjnego dopiero w 2023 roku - to za późno. Dodatkowo potwierdza, że Polska zauważa problem.

TSUE tym samym nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia. Sprawa jest o tyle trudna, że węgiel z kopalni był głównym paliwem lokalnej elektrowni - wstrzymanie wydobycia będzie wiązało się także z wyłączeniem bloków. 

Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji TSUE, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się 5 mln euro kary dziennie. 

TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.