Prezydent USA Barack Obama rozważa atak przeciwko Syrii, który byłby krótki i miałby ograniczony zasięg. Jego celem byłoby ukaranie reżimu za atak chemiczny z 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku - informuje amerykańska prasa. Również brytyjskie siły zbrojne przygotowują się na wypadek decyzji o interwencji.

Takie uderzenie służyłoby też zniechęceniu syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada do kolejnych ataków tego typu oraz nie wciągnęłoby USA w głębsze zaangażowanie w wojnę domową w Syrii - pisze "Washington Post", powołując się na wysokich rangą przedstawicieli administracji.

Według waszyngtońskiej gazety atak potrwałaby maksymalnie dwa dni i polegałby na wystrzeleniu z morza pocisków manewrujących lub użyciu bombowców dalekiego zasięgu. Celem nie byłyby miejsca bezpośrednio związane z arsenałem chemicznym Syrii.  

Atak "uzależniony jest od trzech czynników: zakończenia raportu wywiadu w sprawie ataku chemicznego, trwających konsultacji z sojusznikami i Kongresem oraz determinacji do określenia uzasadnienia na mocy międzynarodowego prawa" - pisze "WP". Aktywnie przyglądamy się różnym rozwiązaniom prawnym - powiedział przedstawiciel władz, cytowany przez dziennik.  

"WP" dodaje, że amerykańskie okręty uzbrojone w pociski rakietowe są rozmieszczone na Morzu Śródziemnym.

Wczorajsze oświadczenie szefa amerykańskiej dyplomacji Johna Kerry'ego, który powiedział, że fakt użycia pod Damaszkiem broni chemicznej "jest niezaprzeczalny", zaostrzyło stanowisko administracji USA w sprawie konfliktu w Syrii i pokazało, że Biały Dom jest coraz bliżej odpowiedzi wojskowej - pisze z kolei "New York Times".
 
Przedstawiciele administracji twierdzą, że choć Obama jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji o działaniach wojskowych, najpewniej opowie się za "ograniczoną operacją wojskową z użyciem pocisków manewrujących wystrzelonych z amerykańskich niszczycieli na Morzu Śródziemnym w kierunku syryjskich celów wojskowych". Nie chodziłoby jednak o długotrwałe naloty mające na celu obalenie Asada lub całkowite zmienienie charakteru syryjskiego konfliktu - zaznacza nowojorski dziennik.

Zdaniem przedstawicieli władz, cytowanych przez "NYT", wciąż jest możliwe powstrzymanie ataku, jeśli ze strony rządu Asada lub popierającej go Rosji "dojdzie do dramatycznego zwrotu". "Jednak oczekiwania, że tak się stanie, są niewielkie" - dodaje gazeta, która nie precyzuje jaki zwrot musiałby nastąpić.

Według sondażu, przytaczanego przez BBC, 45 proc. Amerykanów poparłoby atak na Syrię, jeśli władze tego kraju użyły broni chemicznej.

Cameron pilnie wraca do Londynu

W związku z sytuacją w Syrii brytyjski premier David Cameron przerwał urlop w Kornwalii i wraca do Londynu. Politycy wszystkich partii politycznych domagają się od niego zwołania nadzwyczajne sesji parlamentu dotyczącej Syrii. Według źródeł rządowych, decyzja w sprawie ewentualnej interwencji w tym kraju nie zostanie podjęta przed środą, kiedy to zbierze się Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Uczestniczyć w niej będą ministrowie i przedstawiciele sztabu armii.

Eksperci uważają, że atak na Syrię, jeśli do niego dojdzie, ograniczy się do jednorazowego, precyzyjnego uderzenia. Główną rolę do odegranie będzie tu miała marynarka Stanów Zjednoczonych. W regionie znajdują się także brytyjskie jednostki, w tym nuklearne łodzie podwodne.

Brytyjska opozycja parlamentarna domaga się od rządu przestawienia prawnej podstawy ewentualnej interwencji, zanim pociski wystrzelone zostaną w kierunku Syrii.

(mpw)