Jak wygląda życie europosłów w Parlamencie Europejskim? Urzędnicy mogą wpaść do restauracji, odwiedzić fryzjera czy kupić wycieczkę w biurze podróży. Korespondentka RMF FM w Brukseli, Katarzyna Szymańska-Borginon sprawdza, jakie atrakcje czekają na polityków w siedzibie europarlamentu.

Nasi europosłowie w trakcie ciężkiej pracy w Brukseli chętnie odwiedzają siłownię. Jeden z Polaków przeszedł tam wręcz pewnego rodzaju transformację. Schudł i nabrał muskulatury. To też dzięki siłowni w Parlamencie Europejskim - ujawnia Marcin Grajewski, urzędnik w europarlamencie. 

Do dyspozycji posłów jest także sklep z książkami i gazetami - ten jednak odwiedzany jest o wiele rzadziej przez polskich eurodeputowanych. Politycy w trakcie dnia pracy mogą także zaplanować... podróż. Na terenie Parlamentu Europejskiego znajduje się nawet biuro podróży.

Kuluary Parlamentu Europejskiego to także dostęp do fryzjera. Korytarz wygląda prawie jak ulica Nowy Świat w Warszawie albo Marszałkowska, bo nie otaczają nas biura, ale na przykład pierwszym takim punktem odniesienia jest fryzjer. Często się zdarzało, że rano kiedy przychodziłam do parlamentu o 9, to już o 9:05 siedziała jedna z deputowanych, francuska piękność - Rachida Dati, która układała sobie pięknie włosy - opowiada polska urzędniczka Ewa Haczyk.

Polska restauracja w Brukseli

Politycy w Parlamencie Europejskim mają do dyspozycji dotowane restauracje. Często z kolegami posłami idziemy na 12. piętro. Tam jest sympatycznie, ekskluzywnie. Jest to miejsce z pięknym widokiem i zazwyczaj jest tam dobre jedzenie. Polskie rzadko, ale czasem się zdarza, że są dni europejskie. W tym czasie stołówka serwuje dania poszczególnych państw. Oczywiście był też dzień polski, gdzie był bigos - nie całkiem przypominał polski bigos, ale można go było zjeść. Nie było to najgorsze - opowiada Marian Apostoł, polski urzędnik w PE.

Urzędnicy mają także wiele restauracji w pobliżu miejsca pracy. "Fleure de l'Europe", czyli "Kwiat Europy" to niewielka restauracja praktycznie na wprost Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Odwiedzają ją często polscy eurodeputowani. Wszyscy jednak mówią, że idą "do pani Basi", bo każdy eurodeputowany zna Barbarę Kowalik, która otworzyła swoją restaurację tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Wtedy nawet nie podejrzewała, że stanie się obowiązkowym miejscem spotkań europosłów wszystkich opcji i rodzajem politycznego klubu.

Restauracja pani Basi to prawdziwa instytucja w Brukseli. W niewielkiej, dwupiętrowej restauracji spotykają się europosłowie wszystkich opcji politycznych i zazwyczaj siadają razem. Nie widać podziałów politycznych - mówi właścicielka. Pani Basia stała się także powierniczką niejednego polskiego europosła. Najczęściej opowiadają o tym co się wydarzyło u nich w domu, z czym mają problem. Zwierzają się także z przykład tego, że ktoś w ich rodzinie jest chory - opowiada pani Basia. Przyznaje także, że jest także powierniczką problemów sercowych naszych przedstawicieli w Brukseli. Wiadoma sprawa, że europosłowie są tutaj trochę na wygnaniu.To też wpływa na sprawy rodzinne z wiadomych względów... Żonę widzą w niedzielę, a czasami nie, bo mają spotkanie z wyborcami. Po prostu - zwykłe życie - tłumaczy.

Wystrój restauracji jest skromny, neutralny, nie ma za dużo polskich akcentów, bo klienci też są nie tylko z Polski. W karcie są europejskie, ale i polskie dania: gołąbki, pierogi i bigos.

Jak ujawnia właścicielka restauracji, to jednak nie tradycyjne, polskie dania są najchętniej zamawiane przez naszych eurodeputowanych. Kotlety z jagnięciny, szaszłyki z jagnięciny i krwiste steaki  - wymienia ulubione specjały naszych eurodeputowanych. Polskie dania - tylko wtedy, gdy są ich naprawdę spragnieni - tłumaczy restauratorka.