Epidemia eboli, od roku utrzymująca się w kilku krajach Afryki Zachodniej, zakończy się do końca sierpnia - ocenił w rozmowie z BBC szef misji ONZ ds. walki z epidemią (UNMEER) Ismail uld Szejk Ahmed. Przyznał też, że ONZ początkowo zlekceważyła zagrożenie związane z epidemią i za późno na nią zareagowała.

Organizacja Lekarze Bez Granic (MSF) podkreśla w swojej analizie przebiegu epidemii, że jej wczesne apele o pomoc w walce z rosnącą lawinowo liczbą zarażeń zostały zignorowane zarówno przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), jak i rządy dotkniętych ebolą krajów. Henry Gray z MSF ocenia, że początkowa bezczynność władz i ich spóźniona reakcja "prawdopodobnie przyczyniły się do obserwowanej dzisiaj skali epidemii".

Pierwszą śmiertelną ofiarą epidemii najprawdopodobniej był chłopiec w Gwinei, który zmarł w grudniu 2013 roku. Dopiero w marcu 2014 roku WHO oficjalnie ogłosiła epidemię. Pięć miesięcy później, gdy liczba osób zmarłych po zarażeniu się ebolą wzrosła do ponad 1000, WHO ogłosiła, że epidemia stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego na skalę międzynarodową.

Liczba ofiar śmiertelnych epidemii - według stanu na 21 marca - wynosi 10 314, w tym 4 296 w Liberii, 3 742 w Sierra Leone, 2 261 w Gwinei, osiem w Nigerii, sześć w Mali i jedna w USA - podaje WHO. Liczba nowych przypadków spada, ale MSF ostrzega, że od stycznia nie odnotowano znaczącego spadku liczby zachorowań i nie można jeszcze mówić o końcu epidemii.

W piątek w Liberii ogłoszono pierwszy od ponad dwóch tygodni nowy przypadek eboli. W Gwinei, po spadku liczby zachorowań na początku roku, ponownie obserwuje się ich wzrost. W Sierra Leone niektórych pacjentów nie ma na listach ustalonych kontaktów zakaźnych, co może oznaczać, że wirus jest przekazywany dalej bez nadzoru odpowiednich służb.

Oficjalny koniec epidemii zostanie ogłoszony, gdy we wszystkich trzech najbardziej dotkniętych nią krajach przez co najmniej sześć tygodni nie zostanie odnotowany ani jeden nowy przypadek eboli.

(MN)