Zanim w czwartek punktualnie o godzinie 6:30 rano rozpocznie się astronomiczna zima, proponujemy próbę sił: kto za białymi świętami, a komu zieleń nieprzyprószona śniegiem bardzo, ale to bardzo odpowiada.

Ja zdecydowanie jestem po "zielonej" stronie mocy. Wiem, narażam się amatorom białego szaleństwa, ale przed sobą mam 700 kilometrów jazdy samochodem na święta po polskich drogach. Doświadczenie uczy: oby nie sypało, bo wtedy na święta można na przykład nie zdążyć. Ministrowie się zmieniają, autostrad owszem przybywa, ale tempo tych zmian dalekie jest od ideału. W 13 lat na trasie Kraków-Gdańsk… 152 kilometry. A więc każdego z ponad 4 700 dni moja droga do ideału skracała się na tej trasie o 30 metrów, a pozostałe pół tysiąca kilometrów zmian, niestety, nie doświadczyło. I to mimo wysiłków kolejnych ministrów od dróg: Syryjczyka, Widzyka, Pola, Opawskiego, Polaczka, Grabarczyka, aż po obecnego Nowaka.

Pamiętam też zimę roku 2002, gdy szef MSW Janik zapewniał z ekranu telewizora, że główne drogi krajowe są przejezdne. Ja, zachęcony, na najgłówniejszej z głównych - krajowej "jedynce" pod Radomskiem - grzęzłem w śniegu po osie. Od tamtej pory wiem, że z zimą nie wygrasz, a drogowiec - też człowiek: jak sypie - nie jedzie, jak przestanie - może na przykład już świętować.

Zatem święta "na biało" czy "na zielono"? Kto wygra to zimowe przesilenie w dobie najdłuższej nocy i najkrótszego dnia? Głosujcie! My tematem zajmiemy się w porannych Faktach.