"W kanonizacji nie jest najważniejsze to, co dzieje się przed nią. Najważniejsze zaczyna się po kanonizacji, bo wtedy się okazuje, jaką ona ma naprawdę siłę rażenia" - mówi w rozmowie z RMF FM Marek Zając publicysta "Tygodnika Powszechnego". "Jeżeli święty ma naprawdę potencjał, to znaczy, jeżeli naprawdę znajduje tych, którzy zainspirowani jego przykładem zmieniają własne życie, wtedy trwa, mimo upływającego czasu" - podkreśla Zając. "To tak naprawdę człowiek decyduje, czy dany święty jest dla niego patronem, wzorem, wspomożycielem" - dodaje.

Mariusz Piekarski: Mamy świętego, jak domagał się tłum w dniu pogrzebu. Mamy świętego Jana Pawła II, tylko jak to zagospodarować teraz?

Marek Zając: No właśnie, teraz tak naprawdę zaczyna się moment kluczowy, bo nawet z logicznego, nie tylko z chrześcijańskiego punktu widzenia, Jan Paweł II już wykonał swoją pracę. Mówiąc językiem świętego Pawła: "Bieg ukończył, życia swojego nie zmarnował, w dobrych zawodach wystąpił". Przecież ta kanonizacja nie jest dla Jana Pawła II, skoro jesteśmy przeświadczeni już od bardzo dawna, od 2005 roku, że jest  w Domu Ojca. Ta kanonizacja ma być przede wszystkim znakiem dla nas. Ma być inspiracją do tego, by coś zrobić z własnym życiem. I tak naprawdę w kanonizacji nie jest najważniejsze to, co dzieje się przed nią, te wszystkie procedury, badania pism, przesłuchiwania świadków, bardzo skrupulatne badania różnych cudów, żeby wybrać ten jeden, którego nie da się wytłumaczyć z naukowego punktu widzenia. To wszystko ważne, ale najważniejsze zaczyna się po kanonizacji, bo wtedy się okazuje, jaką ona ma naprawdę siłę rażenia.

Papież Franciszek podczas homilii wskazał czyim patronem przede wszystkim powinien być Jan Paweł II. Papież - patron rodzin.

To jest oczywiście bardzo dobra intuicja, aby Jan Paweł II był patronem rodzin. Zresztą, jak rozmawia się z ludźmi w różnych miejscach, zajmujących się pamięcią o Janie Pawle II, kultem Jana Pawła II, okazuje się, że na przykład wśród tych wymodlonych cudów czy wymodlonych uzdrowień, jakichś radykalnych przemian w życiu, bardzo często mamy do czynienia z rodzicami, którzy długo starali się o dziecko i dopiero za wstawiennictwem Jana Pawła II, po modlitwach za wstawiennictwem Jana Pawła II, urodziło im się to wyczekane dzieciątko, syn albo córka. Ale pamiętajmy o jednym, to jest tak jak z przydomkiem "wielki". W 2005 roku, tuż po śmierci Jana Pawła II, bardzo często wielu z nas używało tego określenia "Jan Paweł Wielki, Jan Paweł Wielki". Proszę zauważyć, że dziś już rzadko się tak mówi, ale spokojnie, nie ma się co martwić. Tak naprawdę to dopiero historia przyznaje przydomek "wielki". To dopiero z czasem okazuje się, czy komentatorzy, historycy, publicyści, zwykli wierni używają tego określenia, czy nie. Podobnie będzie w tym przypadku. Papież Franciszek wskazał, że z jego punktu widzenia Jan Paweł II jest doskonałym patronem rodzin i świetnie, ale dlaczego artyści nie mają mieć wewnętrznego poczucia, że Jan Paweł II, było, nie było, dobry aktor…

... kochał teatr.

… kochał teatr, będzie ich patronem. A dlaczego młodzi ludzie, którzy przyjadą i już szykują się do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, nie powiedzą: rodzina? ok, w porządku, ale to także jest nasz patron. To tak naprawdę człowiek decyduje, czy dany święty jest dla niego patronem, wzorem, wspomożycielem.

Sytuacja jest historyczna - świętym zostaje człowiek, o którym bardzo wiele osób może powiedzieć, że go znało, miliony, że go słuchały, wiele osób uczestniczyło w spotkaniach, to jest święty, którego wszyscy pamiętają i teraz ten człowiek jest świętym.


To na pewno jest szczególny moment, bo przecież żyje wielu naocznych świadków tego pontyfikatu, ludzi, którzy rozmawiali z Janem Pawłem II, chodzili z Janem Pawłem II na spacery, siadali z nim do stołu i dyskutowali o ważnych sprawach, ba! Ale większość z nas, nawet tych, którzy widzieli Jana Pawła II raz, dwa, trzy razy w życiu, gdzieś daleko, na krakowskich Błoniach, jako mały, biały punkt na ołtarzu, też ma do tego pontyfikatu, do tego człowieka emocjonalny stosunek. Ale nie bójmy się też upływającego czasu. Jeżeli święty ma naprawdę potencjał, to znaczy, jeżeli naprawdę znajduje tych, którzy zainspirowani jego przykładem zmieniają własne życie, wtedy trwa, mimo upływającego czasu. Wtedy mimo upływającego czasu, nadal jest człowiekiem z krwi i kości, kimś bardzo bliskim. Oczywiście wiele zależy od nas, od tych, którzy Jana Pawła II widzieli, oglądali, którzy z nim rozmawiali, którzy właśnie mają emocjonalny stosunek do jego osoby. Bo tak naprawdę, w tym łańcuchu pokoleń, to my teraz jesteśmy tym ogniwem, które jest odpowiedzialne za przekazanie pamięci o żywym, namacalnym, inspirującym Janie Pawle II. I oczywiście, to jest dramatyczne pytanie: czy my będziemy mocnym ogniwem, czy słabym ogniwem?

Jak sprawić, żeby Jan Paweł II, święty, nie był jednym z tysięcy świętych?

Jan Paweł II uczył nas tego, że najważniejsze jest świadectwo. To słowo może w uszach ludzi niewierzących brzmi pusto, więc powiem inaczej - życiowy konkret. Jeżeli ludzie będą patrzyli na innych ludzi, którzy dokonują ważnych rzeczy, w życiu swoim i innych, pod wpływem postaci Jana Pawła II, wtedy siłą rzeczy będą się interesowali tym człowiekiem. Będą sobie zadawali pytanie: aha, dlaczego ten człowiek potrafi robić czasem  rzeczy szalone, ale piękne, pod wpływem kogoś, kto urodził się w roku 1920, zmarł już 9 lat temu (a za pewien czas powiemy: zmarł już 50 lat temu, zmarł już 70 lat temu), co takiego jest w tej postaci? Wtedy właśnie święci inspirują. Jan Paweł II kiedyś w Polsce, kiedy w Starym Sączu kanonizował księżniczkę Kingę, powiedział takie pamiętne zdanie: "święci wołają o świętość". No i właśnie pytanie do nas, czy my będziemy to wołanie Jana Pawła II, to wołanie, które dziś w tę kanonizacyjną niedzielę rozniosło się po świecie z wielką mocą, czy my będziemy chcieli to usłyszeć i dołączyć się do tego wołania, czy też odwrócimy się plecami i powiemy: nie, to mnie nie interesuje.

(mpw)