Rejestr stron niedozwolonych ważniejszy od afery hazardowej? W przerwie przesłuchania przed sejmową komisją śledczą Donald Tusk spotkał się z dziennikarzami. Przyznał, że bardziej przeżywa jutrzejsze spotkanie z internautami niż dzisiejsze spotkanie ze śledczymi. Podczas pierwszej części przesłuchania premier mówił głównie o swoim spotkaniu z byłym szefem CBA.

Szef rządu zrezygnował ze swobodnej wypowiedzi przed komisją. Pierwsza pytania zadawała Beata Kempa z PiS. Chciał m.in. wiedzieć, czy według Tuska istnieje afera hazardowa. Nie przeszkadza mi sformułowanie afera hazardowa. Przez wiele tygodni, wiele gorszących aspektów i zachowań różnych ludzi, różnych, w tym urzędników państwowych, pozwala na używanie tego typu sformułowania- stwierdził Donald Tusk.

Pytała o powody dymisji wicepremiera Grzegorza Schetyny, ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, czy wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda po ujawnieniu afery hazardowej.Tusk powiedział, że niektóre z nich nie miały bezpośredniego związku z jego brakiem zaufania do tych osób w związku z aferą. Jak zaznaczył, takich stricte politycznych decyzji wymagała sytuacja jego rządu i klubu. Premier zaznaczył też, że te dymisje dotyczyły "pakietu osób", które w jego ocenie przez długi czas będą czasowo i emocjonalnie zaangażowane w tę sprawę i z tego tytułu nie będą sprawnymi ministrami.

W przypadku Schetyny Tusk wyjaśnił, że nie wynikała ona z utraty zaufania do wicepremiera. Przyznał, że przed podjęciem decyzji pytał Schetynę o kontakty z Sobiesiakiem. Wcześniejsze publiczne wyjaśnienia premiera Schetyny zawierały to, czego dowiedziałem się od niego - twierdzi Tusk. Według niego te informacje dotyczyły znajomości o charakterze związanym z klubem sportowym Śląsk Wrocław.

W przypadku Drzewieckiego, premier wyjaśnił, że to minister sportu sam podał się do dymisji. Można założyć, że podając się do dymisji, Drzewiecki założył, że ją przyjmę - stwierdził szef rządu. Dla mnie rzeczą bardzo ważną jest ocena, na ile obecność w rządzie jest korzystna z punktu widzenia państwowego - podkreślał Tusk.

Zbigniew Wassermann pytał Tuska o spotkanie z 14 sierpnia 2009 r. z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim.

Tusk powiedział, że mimo iż analiza CBA - w której znalazły się informacje o rozmowach biznesmenów z branży hazardowej z ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim i ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim - trafiła do Kancelarii Premiera 12 sierpnia, dla niego cała sprawa zaczyna się dwa dni później, właśnie podczas spotkania z Kamińskim. Jak zaznaczył, od szefa CBA otrzymał informację o charakterze niestandardowym, bo zawierała ona bulwersujące fragmenty, z których mogło wynikać, że Drzewiecki i Chlebowski angażowali się w prace nad nowelą ustawy hazardowej w sposób co najmniej dwuznaczny. Z tej analizy, z tego materiału wynikało jednoznacznie, że jest to sposób naganny i budzący wątpliwości - podkreślił szef rządu. Informacja od pana Mariusza Kamińskiego - zgodnie z jego sformułowaniami - jest informacją o tym, że stwierdził w czasie operacji jakie prowadził, te naganne zachowania, ale że w tej sprawie nie ma materiałów, które upoważniałyby go do doniesienia do prokuratury, a więc nie informuje mnie o popełnieniu przestępstwa, tylko informuje mnie o złych zdarzeniach - oświadczył Tusk.

Ta sytuacja wydawała mi się nietypowa - stwierdził Tusk. Skoro to nie przestępstwo, zastanawiałem się, co dalej z tym robimy - zeznał premier. Tusk twierdzi, że pytał Kamińskiego o rekomendację. Szef CBA, wg słów premiera, stwierdził, że oczekiwałby, by premier podjął działania mające na celu zabezpieczenie procesu legislacyjnego. Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą - zapewniał Tusk.

14 sierpnia nie miałem wrażenia, że Mariusz Kamiński mnie testuje. Relacje w każdym normalnym państwie polegają na tym, że szef służby specjalnej informuje premiera, a nie odwrotnie - stwierdził premier. Szef rządu przyznał równocześnie, że od lat wie, iż Kamiński jest "człowiekiem specyficznym". W jego przypadku moje zaufanie było od początku ograniczone, ale nie wystarczyło to, by go zwolnić z funkcji - tłumaczył Tusk. Od 14 sierpnia wiedziałem, że mam do wykonania zadanie niezwykle trudne, wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje - podkreślał Tusk. To nie jest tak, że premier polskiego rządu od rana do wieczora podnieca się podsłuchami Kamińskiego - stwierdził.

Premier zeznał, że sprawa nowelizacji ustawy hazardowej pojawiła się na spotkaniu 30 lipca 2009 r. w kontekście możliwych dodatkowych wpływów budżetowych. Zaznaczył jednak, że nie wydał polecenia przygotowania projektu nowej ustawy. Była intencja, że być może będziemy przygotowywali nową ustawę bardziej restrykcyjną, ale musimy zdobyć więcej informacji - powiedział Tusk.

Premier tłumaczył, że na spotkaniu, w którym wziął udział także szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni oraz wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska, chodziło mu o informacje dotyczące przepisów europejskich w kwestii hazardu.

Jak zaznaczył, 30 lipca - tak jak wiele razy wcześniej - rozmawiał ze swoimi współpracownikami o budżecie. Premier zeznał, że pojawiła się na tym spotkaniu informacja, że jedną z ustaw, które może wywołać pozytywne skutki dla budżetu, jest ustawa hazardowa. Wtedy - relacjonował premier - doszło do dość długiej dyskusji na ten temat. Tusk mówił, że pytał o to, co takiego działo się w Ministerstwie Finansów przez ostatnie lata, że państwo nie zarabia na tym sektorze.

Miałem wrażenie takie, że moi współpracownicy nie patrzą na hazard przez pryzmat młodych ludzi grających na automatach o niskich wygranych, że ja pierwszy to zauważyłem - stwierdził Tusk.